Tytuł: "Niebo na własność"
Autor: Luke Allnutt
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 7.0
Data premiery: 18.07.2018
Zazwyczaj bez zastanowienia sięgam po tytuły w stylu Niebo na własność. Może zabrzmi to nieco niedorzecznie, ale jestem osobą bardzo wrażliwą i po prostu lubię czytać takie wzruszające historie i przeżywać je razem z bohaterami, wczuwać się w ich sytuację by poczuć emocje im towarzyszące. Zazwyczaj są to historie, po których przeczytaniu w naszym życiu coś się zmienia - dostrzegamy drobnostki, których wcześniej nie zauważaliśmy i w jakiś sposób uczymy się z nich cieszyć. Często dociera do nas, że mimo wszystko nie mamy na co narzekać i przypominamy sobie, że są ludzie, którzy mają większe problemy niż my. W tym ich magia.
Anna i Rob są parą od czasów studiów i choć mogłoby się wydawać, że zupełnie do siebie nie pasują, jest coś co sprawia, że wzajemnie się przyciągają i są ze sobą szczęśliwi. Po ukończeniu szkoły postanawiają razem zamieszkać, później biorą ślub i wreszcie w ich życiu pojawia się upragnione dziecko - syn Jack. W wieku pięciu lat rodzice zauważają niepokojące objawy - Jack ma problemy z równowagą i skupieniem. Po wizytach u lekarzy zapada wyrok - złośliwy nowotwór mózgu. Zrozpaczeni rodzice rozpoczynają walkę o życie chłopca, tracąc przy tym siebie nawzajem..
Anna i Rob są parą od czasów studiów i choć mogłoby się wydawać, że zupełnie do siebie nie pasują, jest coś co sprawia, że wzajemnie się przyciągają i są ze sobą szczęśliwi. Po ukończeniu szkoły postanawiają razem zamieszkać, później biorą ślub i wreszcie w ich życiu pojawia się upragnione dziecko - syn Jack. W wieku pięciu lat rodzice zauważają niepokojące objawy - Jack ma problemy z równowagą i skupieniem. Po wizytach u lekarzy zapada wyrok - złośliwy nowotwór mózgu. Zrozpaczeni rodzice rozpoczynają walkę o życie chłopca, tracąc przy tym siebie nawzajem..
Chciałbym powiedzieć, że Jack wyciągnął rękę i przesunął palcem po mojej dłoni, wzdłuż kłykci i zagłębienia między kciukiem a palcem wskazującym. Albo że popatrzył na mnie z miłością. Lecz tego nie zrobił. Jego dłonie przypominały lepki lód. Wzrok miał szklisty i mętny, pochodzący już nie z tego świata.
Fabułę poznajemy poprzez narrację pierwszoosobową, z punktu widzenia Roba - męża i ojca. Styl, w jakim napisano tę powieść jest bardzo barwny, lekko poetycki, przemyślany i na swój sposób dopieszczony. Czytając czułam, że autor wie o czym pisze i nie myliłam się - w podziękowaniach wspomina o tym, że sam przeżył nowotwór, co, nie zrozumcie mnie źle, dodaje wiarygodności tej historii. Autor pięknie przedstawił rodzicielską miłość, ulotność życia i ukazał jak ważne są wspólne przeżycia i momenty, kiedy wszystko już przesądzone i zbliża się nieuniknione.
Akcja skupia się głównie na trzech postaciach - Robie, Annie i Jacku, przy czym Jack sam w sobie zdaje się nie grać tutaj kluczowej roli. Luke Allnutt skupił się bardziej na relacjach pomiędzy bohaterami, ich reakcjach na chorobę, sposobach na radzenie sobie z sytuacją, która ich spotkała. Przewija się też próba znalezienia odpowiedzi na pytanie "dlaczego to spotkało właśnie nas?", a także uporczywie szukanie sposobów na przechytrzenie losu. Pojawia się tu bardzo interesujący wątek kliniki w Czechach, o której Rob dowiaduje się z forum poświęconego nowotworom mózgu. Tam też nawiązuje znajomość z Nevem - mężczyzną, który był w podobnej sytuacji i zdaje się rozumieć go lepiej niż inni, a przy tym daje mu nadzieję na to, co inni określają niemożliwym.
Niebo na własność porusza bardzo trudny i wrażliwy temat, jakim jest śmiertelna choroba dziecka. Nie sposób przejść obojętnie obok takiej historii, chwyta za serce, wyrywa je i pozostawia z uczuciem niesprawiedliwości i bezradności. Powieść jest przykładem na to, że choroba czy złe momenty w życiu nie zawsze łączą, ale potrafią też poróżnić dwie bliskie sobie osoby. Uważam, że autor całkiem nieźle poradził sobie z tą tematyka - całość brzmi wiarygodnie i na pewno zasługuje na uwagę. Aż chciałoby się powiedzieć, że nie ma się do czego przyczepić, niestety nie byłoby to prawdą.
Były momenty, w których odnosiłam wrażenie, że autor nie do końca przemyślał plan tej powieści i mam tu na myśli głównie bardzo niespójne przeskakiwanie od wydarzenia do wydarzenia. Sprawiło to, że czułam się nieco zdezorientowana i sprawdzałam czy aby na pewno nie pominęłam jakiejś strony. Poczułam się też w jakiś sposób zawiedziona, ale to wina tylko i wyłącznie moich oczekiwań. Nastawiłam się na historię pełną emocji, przeżyć i odczuć z perspektywy Jacka, natomiast autor zrealizował powieść w nieco inny sposób.
Koniec końców jestem zadowolona z lektury i mogę polecić ją każdemu, kto lubi książki o takiej tematyce. Co prawda nie wywoła morza łez, ale poruszy, rozczuli i, wbrew pozorom, przyjemnie spędzicie z nią czas.
Akcja skupia się głównie na trzech postaciach - Robie, Annie i Jacku, przy czym Jack sam w sobie zdaje się nie grać tutaj kluczowej roli. Luke Allnutt skupił się bardziej na relacjach pomiędzy bohaterami, ich reakcjach na chorobę, sposobach na radzenie sobie z sytuacją, która ich spotkała. Przewija się też próba znalezienia odpowiedzi na pytanie "dlaczego to spotkało właśnie nas?", a także uporczywie szukanie sposobów na przechytrzenie losu. Pojawia się tu bardzo interesujący wątek kliniki w Czechach, o której Rob dowiaduje się z forum poświęconego nowotworom mózgu. Tam też nawiązuje znajomość z Nevem - mężczyzną, który był w podobnej sytuacji i zdaje się rozumieć go lepiej niż inni, a przy tym daje mu nadzieję na to, co inni określają niemożliwym.
Niebo na własność porusza bardzo trudny i wrażliwy temat, jakim jest śmiertelna choroba dziecka. Nie sposób przejść obojętnie obok takiej historii, chwyta za serce, wyrywa je i pozostawia z uczuciem niesprawiedliwości i bezradności. Powieść jest przykładem na to, że choroba czy złe momenty w życiu nie zawsze łączą, ale potrafią też poróżnić dwie bliskie sobie osoby. Uważam, że autor całkiem nieźle poradził sobie z tą tematyka - całość brzmi wiarygodnie i na pewno zasługuje na uwagę. Aż chciałoby się powiedzieć, że nie ma się do czego przyczepić, niestety nie byłoby to prawdą.
Były momenty, w których odnosiłam wrażenie, że autor nie do końca przemyślał plan tej powieści i mam tu na myśli głównie bardzo niespójne przeskakiwanie od wydarzenia do wydarzenia. Sprawiło to, że czułam się nieco zdezorientowana i sprawdzałam czy aby na pewno nie pominęłam jakiejś strony. Poczułam się też w jakiś sposób zawiedziona, ale to wina tylko i wyłącznie moich oczekiwań. Nastawiłam się na historię pełną emocji, przeżyć i odczuć z perspektywy Jacka, natomiast autor zrealizował powieść w nieco inny sposób.
Koniec końców jestem zadowolona z lektury i mogę polecić ją każdemu, kto lubi książki o takiej tematyce. Co prawda nie wywoła morza łez, ale poruszy, rozczuli i, wbrew pozorom, przyjemnie spędzicie z nią czas.
Za możliwość przeczytania tej pozycji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Magda
Jejku mam nadzieję, że będzie też w wersji ebook
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://slowemstworzona.blogspot.com/
Nie wiem na pewno, ale myślę, że pojawi się i wersja elektroniczna :)
UsuńWłaśnie dziś u mnie również pojawiła się na blogu recenzja tej książki. W moim przypadku nie obyło się bez łez.
OdpowiedzUsuńJa też trochę się wzruszyłam, ale to tylko przy kluczowym momencie :)
UsuńTo bardzo smutna historia, ale pozwala nam docenić to co mamy i przypomina, że powinniśmy cieszyć się z każdej wspólnej chwili...
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać tej książki i prawdopodobnie do niej nie dotrę. Obraz tragedii, który malujesz, brzmi jak powieść, która nawet mnie mogłaby poruszyć, ale ostatecznie takie historie wolę jednak poznawać w wersji... kinowej.
OdpowiedzUsuńŚciskam,
S.