kwietnia 26, 2019

Odbiorę ci wszystko - Ruth Lillegraven


Clara jest kobietą sukcesu, ambitną urzędniczką w Ministerstwie Sprawiedliwości. Jej mąż Haavard pracuje jako lekarz - pediatra, razem wychowują dwójkę uroczych synów. Pewnego dnia na oddział szpitala, w którym pracuje maż Clary, trafia pobity czteroletni chłopiec, a wkrótce potem umiera na skutek poniesionych obrażeń. Kilka godzin później jego ojciec zostaje zamordowany. Podejrzenia zostają skierowane w oczywistym kierunku, jednak nic nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać. Kto jest katem, a kto ofiarą? I czy morderstwo można usprawiedliwić?

Pierwsza połowa powieści toczy się bardzo leniwie jak na thriller i zaryzykuję stwierdzenie, że jest po prostu nudna. Miałam problem z wczuciem się w fabułę i uważam, że zabrakło tu elementów ożywiających akcję. Styl, w jakim została napisana, jest dość surowy, choć nadal lekki i przyjemny w odbiorze. Gdyby nie to, mogłabym nie przebrnąć przez początek i porzucić czytanie przed poznaniem zakończenia. Na szczęście żmudny start nie zaważył na całej powieści i nastały wydarzenia, które znacznie ożywiły historię, pozwalając na głębsze wczucie się w treść. Wreszcie pojawiły się też emocje, których zabrakło na początku, a im bliżej zakończenia, tym bardziej zmieniały się moje odczucia co do tego tytułu.

Bohaterowie powieści są bardzo różnorodni i nieprzewidywalni, jednak wszyscy zgadzają się w jednym - kto krzywdzi dziecko, sam powinien zostać skrzywdzony. Autorka przedstawiła opowieść z perspektywy kilku bohaterów, przez narrację pierwszoosobową i uważam to za bardzo udany zabieg. Mając możliwość spojrzenia na świat z perspektywy wielu postaci, mamy szerszy pogląd na opisywane wydarzenia. Z jednej strony ułatwia to rozeznanie się w historii, z drugiej zaś komplikuje odkrycie prawdy. Na pewno jest to thriller mocno angażujący pod względem psychologicznym. Autorka położyła duży nacisk na wykreowanie sieci psychologicznej i zbudowanie złożonych postaci. Dobrze opisała skomplikowane relacje między bohaterami, a poruszając trudny temat przemocy domowej, zaangażowała w lekturę także naszą ludzką wrażliwość i empatię. Intryga została skonstruowana dość starannie, Lillegraven sprytnie zrzucała podejrzenia o popełnienie zbrodni z postaci na postać, przez co ciężko przewidzieć kto jest mordercą i jakie motywy nim kierują. Poruszony temat konfrontuje nas z trudnym i kontrowersyjnym pytaniem: czy można usprawiedliwić zamordowanie kata?

Uważam, że Odbiorę ci wszystko za ciekawy i poruszający thriller, głównie ze względu na przedstawioną tematykę. Ma niestety sporo niedociągnięć - nudny początek czy nieco apatycznych bohaterów. Zabrakło też stopniowego budowania napięcia i emocji temu towarzyszących, co uwielbiam i czego oczekuję sięgając po ten gatunek. To typowy średniak, którego lektury nie można odradzić, ale też nie sposób z czystym sumieniem polecić.

Tytuł: "Odbiorę ci wszystko"
Tytuł oryginalny: Alt er mitt
Autor: Ruth Lillegraven
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data premiery: 24.04.2019

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera.


kwietnia 24, 2019

Tak cię straciłam - Jenny Blackhurst

Susan Webster wychodzi na wolność po niemal trzech latach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafiła po zabiciu swojego trzymiesięcznego syna Dylana. Nie pamięta wydarzeń tamtego dnia, jednak wszyscy przekonują ją, że to właśnie zrobiła - zamordowała swoje dziecko. Kiedy dostaje szansę na nowe życie, próbuje z niej skorzystać. Od teraz nazywa się Emma Cartwright - ma nową tożsamość i adres. Jednak wszystko ponownie się zmienia, kiedy znajduje kopertę zaadresowaną na jej poprzednie nazwisko, a w niej zdjęcie czteroletniego chłopca - Dylana. Czy syn Emmy nadal żyje? Co tak naprawdę się stało? 

Muszę przyznać, że opisywana dziś przeze mnie powieść, podobała mi się najbardziej z wszystkich trzech książek autorki, które czytałam. Blackhurst stworzyła naprawdę frapującą historię, wciągająca już od pierwszej strony i utrzymującą dobre tempo i napięcie właściwie do ostatniej. To thriller napisany bardzo lekkim stylem z fabułą poprowadzoną dwutorowo - mamy tu do czynienia z przeszłością i teraźniejszością. Na początku ciężko powiązać oba wątki, sprawiają wrażenie w ogóle do siebie nie pasujących, jednak im dalej czytamy, tym bardziej wszystko się zazębia, prowadząc do finału. W Tak cię straciłam autorka poruszyła ważne tematy, jakimi są: depresja poporodowa, strata dziecka i życie z znamieniem dzieciobójczyni i zbrodnią na sumieniu. A to sprawiło, że tytuł wywołał we mnie wiele emocji i skłonił do przemyśleń. Z strony na stronę byłam coraz bardziej zainteresowana historią, snułam domysły, próbowałam przewidzieć o co w tym wszystkim chodzi - na próżno. Sytuacje, które spotykały Emmę były nieoczekiwane, a zakończenie trudne do rozwiązania. Podobały mi się zarówno retrospekcje, w których pisarka ostrożnie dozuje wydarzenia z przeszłości, jak i wątek osadzony w teraźniejszości. Połączenie wszystkich tych elementów złożyło się na całkiem dobry thriller, który na pewno zapamiętam na długo.

Głowna bohaterka, o dziwo, zyskała moją sympatię. Była nieco naiwna, podejmowała nie do końca zrozumiałe dla mnie decyzje, jednak znając jej przeszłość i tragedię, z którą musiała się zmierzyć, byłam w stanie uwierzyć, że w dużym stopniu wpłynęło to na jej osobowość. Najpoważniejszy mankament tej książki to zakończenie - oderwane od rzeczywistości, przekombinowane i wywołujące śmiech i niedowierzanie. Uważam, że finał zepsuł potencjał tej historii. Mój racjonalny umysł podpowiadał mi, że takie rzeczy nie dzieją się w rzeczywistości i nie potrafiłam podejść do tych wydarzeń na poważnie.

Tak cię straciłam to debiut brytyjskiej autorki Jenny Blackhurst, jednak jej następne książki - Zanim pozwolę ci wejść i Czarownice nie płoną - zostały wydane w Polsce w pierwszej kolejności. Styl autorki znacznie zmienił się w książkach wydanych po Tak cię straciłam - można zauważyć postęp i pracę włożoną w warsztat pisarski. W debiucie był dość surowy, nieoszlifowany, ale nie przeszkodziło mi to w czerpaniu przyjemności z czytania. Miałam na uwadze, że to pierwsza jej książka i starałam się nie patrzeć na nią przez pryzmat tych czytanych wcześniej. Czy polecam? Polecam, ale podejdźcie do niej bez wygórowanych oczekiwań i nie pozwólcie, by przekombinowane zakończenie odebrało Wam przyjemność z lektury.

Tytuł: "Tak cię straciłam"
Tytuł oryginalny: How I Lost You
Autor: Jenny Blackhurst
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 03.04.2019

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Albatros.

kwietnia 15, 2019

Zupełnie normalna rodzina - M.T. Edvardsson

Adam, Urlika i Stella tworzą zupełnie normalną szwedzką rodzinę. On jest pastorem w niewielkim mieście Lund, ona robi karierę jako prawniczka. Wspólnie wychowują dziewiętnastoletnią Stellę i wiodą szczęśliwe, spełnione życie. Pewnego dnia jeden telefon obraca to wszystko w pył. Stella zostaje aresztowana i oskarżona o zamordowanie młodego mężczyzny. Dowody świadczą przeciwko niej, jednak rodzice nie wierzą w winę córki i robią co tylko w ich mocy, by Stella nie została skazana.

Powieść zaczyna się dosyć spokojnie, lecz intrygująco. Strona za stroną odkrywając historię z pozoru normalnej rodziny, jesteśmy wciągani w fabułę. Opisane wydarzenia poznajemy aż z trzech perspektyw - ojca, córki i matki. Przy każdej z nich autor zastosował narrację pierwszoosobową, co uważam za niezwykle udany zabieg. Styl Edvardssona jest bardzo lekki i barwny. Emocje i przeżycia bohaterów zostały opisane w sposób realistyczny i pobudzający wyobraźnię czytelnika. Choć momentami powieść wpada w nieco obyczajowe tony, nie powodują one znużenia. Wręcz przeciwnie - podtrzymują nieco tajemniczą aurę powieści i tworzą perfekcyjnie zaplanowaną otoczkę dla głównego wątku. 

Sprawa morderstwa od początku wydaje się mało skomplikowana - mamy potencjalną sprawczynię, dowody i świadków, jednak im głębiej kopiemy, tym więcej elementów układanki, zamiast wskakiwać na swoje miejsce, gubi się gdzieś w odmętach całej historii. Autor prowadzi bardzo sprytną grę z czytelnikiem - zdradza wiele, a mimo wszystko nadal nie odwraca najważniejszej karty, tym samym utrzymując niepewność i ekscytację. To prosta, lecz bardzo dobrze skrojona opowieść, zawierająca elementy czyniące ją praktycznie nieodkładalną. To jedna z tych historii, od których ciężko się oderwać na rzecz innych obowiązków, i która zostaje z nami po przeczytaniu.

Choć to powieść o morderstwie, nie ono jest tutaj najważniejsze. Autor skupia naszą uwagę na relacjach między bohaterami i odczuwanych przez nich emocjach. Otwiera przed nami ich umysły i wywleka na światło dzienne skrywaną do tej pory prawdę. W mistrzowski sposób przedstawia jak zawiłe i pełne sekretów mogą być rodzinne relacje i pokazuje, jak jedna rysa na idealnej rodzinnej fasadzie, może w prosty sposób doprowadzić do powstania kolejnych. Na szczególną uwagę zasługują też portrety psychologiczne bohaterów. Edvardsson doskonale przedstawił wewnętrzne rozterki członków rodziny, skupił się na motywach i zasadach kształtujących ich charaktery.

Zupełnie normalna rodzina to spokojny i angażujący thriller psychologiczny, którego fundamentem są popełnione morderstwo i skomplikowane relacje, nabierające większego znaczenia w obliczu rodzinnej tragedii. Jeśli nie straszny Wam brak dynamicznej akcji i nieco spokojne tempo, to koniecznie powinniście się z nią zapoznać.

Tytuł: "Zupełnie normalna rodzina"
Tytuł oryginalny: En helt vanlig familj
Autor: M.T. Edvardsson
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data premiery: 15.04.2019

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.


kwietnia 09, 2019

Pacjentka - Alex Michaelides

   Wydaje się, że Alicia Berenson wiedzie szczęśliwe życie. Robi karierę jako malarka, a jej mąż Gabriel to znany fotograf mody. Są dobraną, kochającą się parą, jednak pewnego dnia dzieje się coś, co niweczy harmonię związku. Alicja zabija Gabriela, oddając pięć strzałów w głowę. Od tamtej pory nie wypowiada ani słowa, a sąd skazuje ją na pobyt w szpitalu psychiatrycznym o podwyższonym rygorze. Sześć lat później Theo Faber - psychoterapeuta zafascynowany historią Alicii, otrzymuje posadę w The Grove. Ma przekonanie, że jako jedyny potrafi dotrzeć do kobiety, by zdobyć odpowiedzi na nurtujące pytania i jest gotów dokonać tego za wszelką cenę.

   Pierwsze strony Pacjentki są mocno intrygujące. Akcja leniwie toczy się do przodu, dając nam możliwość rozeznania się w opisanej historii i bliższego poznania bohaterów. Autor stopniowo buduje napięcie, tworząc klimatyczną i wciągającą opowieść, którą naprawdę ciężko odłożyć na bok. Moja ciekawość i niepewność rosły z każdą przekładaną stroną, a prosty język i lekkie pióro Michaelidesa złożyły się na naprawdę przyjemną lekturę, do której chętnie wracałam. Opisaną historię przedstawiono poprzez narrację pierwszoosobową z punktu widzenia Theo i urozmaicono ją o wstawki z pamiętnika prowadzonego przez Alicię, co uważam za bardzo udany zabieg. Na początku główny bohater wzbudzał we mnie mieszane uczucia, ale ostatecznie jego mrok i rozchwianie przekonały mnie, że doskonale pasuje do tej psychologicznej układanki.

   Po przeczytaniu książki poczułam się... oszukana. Autorowi udało się odwrócić moją uwagę, zmanipulować i niezauważalnie przesunąć wydarzenia na inne tory. Nie mogę powiedzieć, że nie zostałam zaskoczona, lecz nie mogę też jednoznacznie stwierdzić, że to zaskoczenie, na jakie liczyłam. Owszem - zwrot akcji był nagły i niespodziewany, ale ostatecznie poczułam delikatny niedosyt i do tej pory nie potrafię określić, czego tak naprawdę zabrakło.

   Przyznam, że sięgając po książkę, liczyłam na troszkę większe zaangażowanie autora w opisanie procesu terapii Alicii, jednak ten temat został potraktowany troszkę po macoszemu. Więcej dzieje się dookoła terapeuty niż samej pacjentki, jednak nadal pozostaje ona w głównym elementem zaczepienia thrillera. Nie znam dokładnych zasad, jakimi rządzą się szpitale psychiatryczne, ale znalazłam kilka sytuacji, które wydawały mi się mocno naciągane i nierealne w rzeczywistości. Mam jednak świadomość, że to tylko fikcja i pisarz mógł skorzystać z jej plastyczności. Choć Pacjentkę czytało mi się naprawdę dobrze i uważam, że to chwytliwa historia, odniosłam wrażenie, że Michaelides za bardzo skupił się na sprytnym zakończeniu, pomijając wszystko to, co do niego prowadzi. W efekcie otrzymaliśmy przyjemny thriller z niespodziewanym zwrotem akcji, ale potencjał nie został w pełni wykorzystany.

   Jestem przekonana, że to tytuł, który zaskoczy i zaspokoi potrzeby wielu czytelników. Wierzę też, że każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Ja, ostatecznie, jestem zadowolona z lektury i nie żałuję poświęconego na nią czasu. Uważam jednak, że Pacjentka zyskała większą popularność, niż rzeczywiście na to zasługuje.

Tytuł: "Pacjentka"
Tytuł oryginalny: The Silent Patient
Autor: Alex Michaelides
Wydawnictwo: WAB
Data premiery: 13.03.2019

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu WAB.


kwietnia 02, 2019

To, co zostaje - Tim Weaver


   David Raker specjalizuje się w poszukiwaniu zaginionych osób i ma na swoim koncie wiele szczęśliwie rozwiązanych spraw. Pewnego dnia z prośbą o pomoc zwraca się do niego Colm Healey - były policjant, z którym łączy go bardzo trudna i skomplikowana relacja. Sprawa, którą ma się zająć dotyczy brutalnie zamordowanej rodziny - bliźniaczek: Abigail i April oraz ich matki Gail Clark. Healy ma wyraźną obsesję na punkcie tego śledztwa, co zrujnowało jego karierę i życie osobiste. Kiedy wspólnymi siłami postanawiają wznowić poszukiwania mordercy, szybko okazuje się, że to jedna z tych spraw, które nie uznają kompromisów, a za dojście do prawdy przyjdzie im zapłacić najwyższą cenę.

   Wydarzenia opisane w powieści poznajemy głównie z perspektywy Davida Rakera poprzez narrację pierwszoosobową, co bardzo mi się podobało - lubię mieć bezpośredni wgląd w myśli bohaterów, a Weaver doskonale poradził sobie z tym sposobem opowiadania. To thriller-kryminał posiadający wiele warstw, a czytając, stopniowo zrywamy każdą z nich, strona za stroną zbliżając się do rozwiązania. Akcja już od początku przyciąga uwagę czytelnika i poza małymi wyjątkami, utrzymuje ją do końca. Kolejnym atutem jest David - bohater z krwi i kości, skrojony bardzo precyzyjnie i wiarygodnie. Dokładając do tego naturalne dialogi, lekki styl autora i warsztat pisarski na wysokim poziomie, otrzymujemy kawał dobrego, wyważonego kryminału, który powinien zadowolić nawet bardzo wymagających czytelników.

   Muszę zaznaczyć, że poprzedni tom podobał mi się bardziej. Odniosłam wrażenie, że autor zbyt drobiazgowo podszedł do sprawy opisanej w To, co zostaje. Skupił się na szczegółach, rozpisał i poprowadził rozwinięcie akcji dość spokojnie, co nagromadziło kilka nużących momentów i odepchnęło główny wątek na drugi plan. Trzeba jednak przyznać, że Weaver ma smykałkę do budowania niepowtarzalnego i tajemniczego klimatu w opisywanych historiach, co udowodnił zarówno przy poprzedniej, jak i najnowszej książce. I tym razem stworzył skomplikowaną zagadkę, pełną ślepych uliczek i niejasności, utrzymując niepewność i napięcie aż do samego końca. Zaserwował nam do bólu zawiłą i angażującą historię, której nie sposób przewidzieć, a kiedy już wydawało się, że rozwiązane jest na wyciągnięcie ręki, następował zwrot obracający w pył naszą skrupulatnie ułożoną teorię. 

   To, co zostaje to jedna z tych książek, w której dążenie do prawdy, szczególnie przy samym zakończeniu, to emocjonalny rollercoaster. Autor umiejętnie wprowadzał w maliny i tak sprytnie obalał przypuszczenia, że niejednokrotnie przyprawiał mnie o frustrację. W pewnym momencie odczułam czytelniczą niemoc, nie miałam pojęcia jakie wydarzenia kryją się za zabójstwem rodziny. Wtedy po prostu wsiadłam w kolejkę zdarzeń sponsorowaną przez Weavera i pozwoliłam poprowadzić się przez śledztwo. I to był naprawdę dobry wybór.

Tytuł: "To, co zostaje"
Tytuł oryginalny: What Remains
Seria: David Raker, tom 6.
Autor: Tim Weaver
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 20.03.2019

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Albatros.