Skończywszy wieloletni związek, Greta przenosi się do niemal trzystuletniego domu swojej przyjaciółki Sabine. Dom, nadgryziony zębem czasu, wymaga remontu i zaopiekowania, zupełnie tak jak jego mieszkanki. Pracą Grety jest spisywanie rozmów z sesji terapeutycznych niekonwencjonalnego seksuologa, a Greta, która lubi plotki i zaglądanie z ukrycia w cudze życiorysy, dobrze odnajduje się w swojej pracy. I zaczyna fascynować się jedną z pacjentek swojego pracodawcy - zamężną Szwajcarką o imieniu Flavia, którą prywatnie nazywa tytułową Szwajcarą. Tak wplątuje się w serię zdarzeń, przez które życie Grety już nigdy nie będzie takie samo, jak wcześniej.

Czytanie „Szwajcary” było dla mnie bardzo ciekawą przygodą, a opisana tu historia pochłonęła mnie tak mocno, że przeczytałam ją w dwa dni. Kiedy myślę o tej powieści, do głowy przychodzą mi trzy słowa: nietuzinkowa, inna, dzika. Bo taka właśnie jest „Szwajcara” - inna niż wszystkie powieści, które do tej pory czytałam, z nietuzinkową fabułą, którą nie sposób porównać do czegoś, co już znam oraz na swój sposób dzika, żyjąca własnymi regułami, tak jak jej bohaterowie. 

Greta zdążyła już wówczas spisać sześćdziesiąt osiem sesji dla Oma i zaczęła myśleć, że skoro wszyscy mają traumę, to może nikt jej nie ma, łącznie z nią. A potem usłyszała, jak Szwajcara narzeka na ludzi od traumy, porównuje ich do Trumpa i karci za wykorzystywanie traumatycznych przeżyć jako alibi od wszystkiego, a Greta poczuła się tak, jakby Szwajcara zwracała się bezpośrednio do niej, ponieważ Greta przez ponad trzydzieści lat po cichu kuśtykała, podpierając się własną chujową historią, i może nadszedł czas, by odłożyć kule. Może Szwajcara miała ją czegoś nauczyć o życiu. O braniu odpowiedzialności. O tym, jak wykorzenić użalanie się nad sobą i być może zastąpić je czymś pożytecznym.

Głównymi bohaterkami powieści są kobiety - Greta i Flavia. Ich życiorysy bardzo się różnią, lecz znajdują w sobie pewne podobieństwa, które zbliżają je do siebie. Choć zbliża je także buzujący między nimi kontrast. Greta ma czterdzieści pięć lat, jest samotna, mieszka w starym domu z ogromnym ulem dla pszczół przy suficie, nieco pokręconą przyjaciółką i osobliwym psem Piñonem. Flavia to dwudziestoośmioletnia ginekolożka, mieszkająca w pięknym domu z mężem i ułożonym psem Silasem. Obie przeszły traumatyczne wydarzenia, ale każda z nich przeżywa je na swój własny sposób. Są skrojone nieprzewidywalnie, momentami histerycznie, co dodaje smaczku tej lekturze, bo nie ma nic lepszego niż nieszablonowi bohaterowie, których reakcje nie tak łatwo odgadnąć. Moją sympatię wzbudziła również Sabine - postać bardzo oryginalna i niesztampowa, kryjąca w sobie dużą wrażliwość, ukrytą gdzieś pod maską obojętności.

Narrację poprowadzono w bardzo ciekawy sposób i świetnie urozmaicają ją tworzone przez Gretę transkrypcje z sesji oraz pisane przez nią listy do nieżyjącej już matki. Jen Beagin świetnie operuje słowem, tworząc nieokiełznaną fabułę, wciągająca już od pierwszych stron. Choć sporo tu traumy i smutku, to autorka opowiada wszystko w sposób groteskowy, przez co historia staje się łatwiejsza w odbiorze, a wciąż przekazuje to, co ma przekazać. Beagin świetnie wyważyła tę opowieść i z przekonaniem mogę nazwać ją słodko-gorzką historią o odnajdywaniu siebie na nowo, próbie wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i zmierzenia się z upchaną w najciemniejszy kąt traumą. „Szwajcara” to książka nieco dziwaczna, czasami balansująca na granicy absurdu, a mimo tego wciągająca bez reszty. Ciężko tak po prostu odłożyć ją na bok, kiedy serwowane są czytelnikowi tak niesamowite sploty zdarzeń, które niejednokrotnie grożą niepohamowanymi wybuchami śmiechu. No i są tu pszczoły, pieski i… osiołki! 

Bardzo dobrze odnalazłam się w „Szwajcarze” i jest to na pewno jedna z lepszych książek, jakie dane mi było czytać. Odnoszę wrażenie, że to książka, która podzieli czytelników na dwa obozy: zauroczonych jej dziwacznością oraz przeciwników tejże dziwaczności. Ja zdecydowanie znajduję się w tym pierwszym i mam szczerą nadzieję, że i Wam lektura ta przypadnie do gustu i odnajdziecie w niej coś dla siebie. Zdecydowanie warto zainteresować się tą pozycją!

Tytuł: „Szwajcara”

Tytuł oryginału: Big Swiss

Autorka: Jen Beagin

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Wydawnictwo: Czarne, seria Powieści


Porównywarka cen zawiera linki afiliacyjne.

7 komentarzy:

  1. O książce nie słyszałam, ale recenzja zachęca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, widzę, że oprócz recenzji są także możliwości zakupu, super sprawa:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow 480 stron w dwa dni, rzeczywiście musi być to dobra i pochłaniająca czytelnika książka. Chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo myślę, że ten tytuł może mi przypaść do gustu, bardzo ciekawy opis fabuły. Aż mam ochotę poszukać książkę i już przeczytać. Super! rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie moje klimaty, ale brzmi ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  6. To raczej nie moje gusta, ale wierzę, że może być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń