grudnia 10, 2017

'Gwiazdy, które spłonęły' - Melissa Falcon Field


Tytuł: "Gwiazdy, które spłonęły"
Tytuł oryginalny: What Burns Away
Autor: Melissa Falcon Field
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera: 26.10.2017
Moja ocena: 7/10

   To pierwsza książka, po którą sięgnęłam mając z tyłu głowy negatywne oceny pojawiające się w sieci. Zazwyczaj unikam takich pozycji - boję się książkowych rozczarowań, jednak w tym przypadku, mimo tych niepochlebnych recenzji, miałam cichą nadzieję, że książka przypadnie mi do gustu. Zaczęłam czytać i nastawiłam się, że będzie to gniot, najzwyczajniej w świecie. A teraz.. nie wiem co za magia się tu zadziała, ale ja kupuję tę historię i mimo widocznych wad przyznaję, że to lektura, o której nie mogę powiedzieć, że zmarnowała mój czas.

   Claire jest żoną i matką, ale przede wszystkim jest też czterdziestoletnią kobietą, którą dopadł kryzys małżeński. Monotonia i codzienne obowiązki zaczynają jej ciążyć bardziej niż zwykle. Tęskni za utraconą drogą do kariery naukowej, którą poświęciła dla męża i syna. Obecnie, jedynym jej zajęciem jest wychowanie małego Jonaha i prace domowe. Brakuje jej wsparcia ze strony męża, którego wciągnął wir pracy. Czuje, że jest ze wszystkim sama, a z dnia na dzień jej stosunki z Milesem stają się coraz bardziej napięte. W tym kryzysowym momencie jej życia pojawia się Dean - jej pierwsza miłość z czasów młodości. On jedyny rozumie jej cierpienie, próbuje wspierać ją w tym trudnym momencie, jednocześnie rozniecając wielkie emocje, które przygasły po latach rozłąki.

   Fabuła jest naprawdę ciekawa i dość nieprzewidywalna, choć nie mogę powiedzieć tego o każdej, z zaistniałych w książce, sytuacji. Mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową i jak możecie się domyślić - widzimy świat oczami Claire. Dodatkowo, całość składa się z dwóch płaszczyzn - teraźniejszości i przeszłości kobiety. To bardzo dobry zabieg i jest jednym z najmocniejszych punktów całej powieści. Bardzo podobały mi się retrospekcje, które autorka wprowadziła do lektury, przenoszące nas dwadzieścia lat wstecz - do młodości Claire. Historie tam przedstawione były owiane taką nadzwyczajną aurą. Z jednej strony miałam wrażenie, że takie rzeczy nie dzieją się w realnym życiu, ale z drugiej - było to coś, co przecież może przydarzyć się każdemu. Znalazłam też coś w osobowości Claire, co bardzo mnie fascynowało - jej pociąg do ognia, nauki, gwiazd i atmosfery - to wszystko złożyło się na to, że nie potrafiłam nie darzyć jej sympatią. 
Jesteśmy jak komety. Zostawiamy za sobą pył naszego życia, który wciąż do nas powraca.
   Nastrój panujący w książce jest bardzo melancholijny i doskonale oddaje sytuację, w jakiej znalazła się Claire. W jej życie wkradła się rutyna, związek, który miał być szczęśliwy na zawsze, okazał się nieporozumieniem i zawodem, a najbardziej ucierpiała na tym samoocena bohaterki - przestała ona o siebie dbać, żyła dzień po dniu wykonując te same czynności niczym robot, nie czerpiąc żadnej przyjemności z życia rodzinnego. Oczywiście poza Jonahem, który był jedynym promieniem rozjaśniającym jej szaroburą codzienność.


   Claire to postać, która została bardzo dobrze rozegrana. Mamy otwarte drzwi do jej psychiki - widzimy wszystko jak na tacy, a mimo to jest ona bardzo nieoczywista. Tak naprawdę ciężko ją rozgryźć, dlatego, że ona sama nie wie, czego chce od życia i jest rozdarta między tym, co ma, co chciałaby mieć oraz tym, co może stracić. Przez całą książkę śledzimy jej przemianę, wahania nastrojów, a w pewnym momencie, mam wrażenie, nawet obłęd. Claire jest bohaterką, która nieświadomie dąży do autodestrukcji. Każda kolejna decyzja pogrąża ją coraz bardziej w mroku i smutku, który ją otacza. Chce za wszelką cenę wyrwać się z swojego obecnego życia, naprawić je, zapomnieć o przeszłości, która dała się jej we znaki i odcisnęła piętno na reszcie jej życia. Mogę powiedzieć, że przez całą historię przeszłość wraca do niej jak bumerang i nie pozwala ostatecznie się pożegnać. Autorka zaserwowała nam świetną zabawę w tworzenie portretu psychologicznego Claire i to kolejna mocna strona tego tytułu. 
Szliśmy obok siebie, lecz podążaliśmy dwiema różnymi ścieżkami. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie momentu, w którym nasze drogi znów mogłyby się przeciąć.
    Niestety, niewiele dobrego mogę powiedzieć o męskich charakterach występujących w powieści. Miles był bardzo.. "papierowy", przez co działał mi na nerwy. Składał obietnice bez pokrycia i zapominał, że małżeństwo to związek dwojga ludzi, równie zaangażowanych w uczucie. Lubiłam go jako chłopaka z retrospekcji, jednak jako dorosły mężczyzna - mąż i ojciec - wypadł strasznie słabo. Natomiast Dean był moim rozczarowaniem - po prostu. Pomijając moją sympatię do tych bohaterów, autorka stworzyła ich nieco bezbarwnymi - z naciskiem na Milesa, bo to on, według mnie, jest najbardziej nieudaną postacią.

  Czytając można mieć wrażenie, że teraźniejszość i przeszłość nie pasują do siebie. Jednak w miarę upływu historii te dwie płaszczyzny zaczynają się zazębiać, a my zaczynamy rozumieć cały sens powieści. Wydaje mi się, że właściwe piękno powieści wypływa dopiero po przeczytaniu, kiedy zastanawiamy się nad całą historią. Lektura tej książki wywołała we mnie wachlarz emocji - od fascynacji przez smutek i rozczarowanie, aż po współczucie i żal. Są to głównie negatywne emocje, ale to właśnie nimi w dużej dawce wypełniona jest książka. 

Najbardziej przykro mi z tego powodu, że ja tak uparcie próbuję bronić tej pozycji, a nie została ona doceniona na tyle, by mogła bronić się sama. Ja bardzo przeżyłam tą historię. Jeśli lubicie powieści obyczajowe z wyjątkowym klimatem i morałem, to polecam Wam ten tytuł. Ja jestem na tak i wbrew opiniom krążącym w sieci nie żałuję, że poświęciłam na nią swój czas.

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Magda

grudnia 01, 2017

'Psiego najlepszego' - W. Bruce Cameron


Tytuł: "Psiego najlepszego"
Tytuł oryginalny: The Dogs of Christmas
Autor: W. Bruce Cameron
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera: 09.11.2017
Moja ocena: 7,5/10


   Rozpoczęliśmy ostatni miesiąc tego roku, a co za tym idzie - czas do świąt zdecydowanie zaczął się kurczyć. Za oknem nieśmiało prószy śnieg, kolorując na biało wszystko, co napotyka na swojej drodze. Wieczory wydłużają się, a do domów dobija się chłodny, mroźny wiatr.. To idealna pora na książki o tematyce świątecznej, które są pełne ciepła, wewnętrznego uroku i świetnie ocieplają ten zimowy czas.

   Z dnia na dzień życie Josha obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, a wszystko za sprawą jednej rozmowy telefonicznej, podczas której sąsiad prosi go o opiekę nad psem na czas jego wyjazdu. Josh, który nigdy nie zajmował się czworonogiem i nie ma pojęcia jak to robić, nie ma zamiaru godzić się na taki układ. Jednak kiedy pies spogląda mu prosto w oczy, jego silna wola ulatuje i tak oto staje się on opiekunem ciężarnej suczki Lucy. Spanikowany mężczyzna zwraca się o pomoc do schroniska dla psów, gdzie poznaje Kerri - uroczą opiekunkę, która pomaga mu opanować niecodzienną dla niego sytuację.
- Wow, jesteś naprawdę duża. Ale nie gruba, nie to miałem na myśli. No, może trochę. Chociaż to głównie grubość ciążowa. Jesteś bardzo, bardzo ciężarna… Ale to już pewnie wiesz.
   Do przedstawienia fabuły użyto narracji trzecioosobowej, a narrator skupia się wyłącznie wokół Josha, przez co miejscami miałam wrażenie, że to właśnie z jego perspektywy poznajemy całą historię. Odpowiada mi taka forma i mimo tego, że na początku miałam wrażenie, że pierwszoosobowa pasowałaby tu bardziej, ostatecznie przekonałam się do niej. Fabuła jest spójna, wciągająca i naprawdę ciekawa, co wpływa na to, że książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest to lektura na maksymalnie dwa wieczory, a wprawni czytelnicy pochłoną ją już w kilka godzin.

   Przejdźmy do kreacji postaci.. cóż, to właśnie główny bohater sprawił, że nie potrafiłam tak w 100% czerpać przyjemności z książki. Josh momentami stawał się bardzo irytującym mężczyzną - był bardzo dziecinny i wręcz autystyczny. To właśnie największa pięta achillesa tego tytułu. W moich oczach wygląda to tak, że autor tworząc tego bohatera chciał dodać lukru - osłodzić całą historię, ale przez swoją nieuwagę dosypał soli zamiast cukru i tak oto powstał Josh.
   Z drugiej strony, trochę rozumiem jego zachowanie - przeszłość dała mu nieźle w kość i odcisnęła swoje piętno na jego emocjonalności i sposobie bycia. Mimo to, byłby on przyjemniejszy w odbiorze, gdyby nie okazywał się życiową fajtłapą na każdym kroku.
Oto kolejna rzecz, jaką psy robiły dla człowieka - swoimi dzikimi wybrykami potrafiły poprawić nawet najgorszy nastrój, bez względu na wszystko.
   Zarówno styl autora, jak i klimat książki i cała otoczka przypadły mi do gustu. Miasteczko w górach, atmosfera świąt oraz czworonogi małe i duże wprawiły mnie w świetny nastrój. Już pierwsze rozdziały Psiego najlepszego szczerze mnie rozbawiły - panika i starania Josha, by stanąć na wysokości zadania i jak najlepiej zająć się ciężarną Lucy sprawiły, że uśmiechałam się pod nosem i wybuchałam śmiechem. Męska nieporadność nie raz przyprawiała mnie o salwy śmiechu i tak było też tutaj. Niektórym może się to wydać irytujące, ale mnie, najzwyczajniej w świecie, te sytuacje bardzo rozbawiły.

   Pierwsze słowo, które nasuwa mi się na myśl po lekturze tej książki to "urocza". Tak, to zdecydowanie najbardziej trafne określenie. Historia Josha i piesków chwyta za serce i rozmraża je niczym ciepła dłoń, która objęła zamarznięty sopel. Ich przygody, wspólne chwile, wzloty i upadki oraz to, jak poznawali się nawzajem, z dnia na dzień przywiązując się coraz bardziej, bardzo mnie urzekło. Jako miłośnik zwierząt doskonale rozumiem pewne postawy Josha. Wiem, jak to jest pokochać, a potem rozstać się z ukochanym futrzakiem i jakie emocje temu towarzyszą.

   W ogólnym rozrachunku Psiego najlepszego wypada bardzo dobrze i jest to jedna z przyjemniejszych książek, jakie czytałam w tym roku. Polecam, szczególnie miłośnikom zwierząt oraz fanom wzruszających i ciepłych historii. Bardzo miło spędziłam z nią czas i cieszę się, że trafiła w moje ręce.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Magda

listopada 26, 2017

'Siła, która ich przyciąga' - Brittainy C.Cherry


Tytuł: "Siła, która ich przyciąga"
Tytuł oryginalny: The Gravity of Us
Autor: Brittainy C.Cherry
Wydawnictwo: Filia
Premiera: 8.11.2017
Moja ocena: 8/10

Brittainy C.Cherry to autorka, o której twórczości nie często zdarza się czytać negatywne słowa. Wszystkie opinie, które poznawałam, były zaskakująco pozytywne, co na pierwszy rzut oka wydawało mi się bardzo podejrzane. Jednak kiedy przeczytałam pierwszą stronę Siły, która ich przyciąga, zrozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi i w jaki sposób autorka zdobywa serca czytelników. 

Lucy to kobieta, która czuje więcej niż przecięty człowiek. Jest bardzo wrażliwa, łatwo się wzrusza, emocjonuje i cieszy nawet z najdrobniejszych rzeczy i gestów. Razem z ukochaną siostrą Mari prowadzi kwiaciarnię, o której marzyły od zawsze i dzięki której mogą spełniać swoją miłość do kwiatów. Pewnego dnia, podczas jednej z najdziwniejszych uroczystości, Lucy poznaje Grahama – pisarza, którego twórczość uwielbia. Ich drogi splatają się, jednak ich osobowości to dwa, zupełnie różne oblicza. Lucy jest otwarta i łagodna, Graham natomiast zamknięty w sobie i niezdolny do  okazywania uczuć. Czy uda im się odnaleźć wspólny język?
Miłość. Uczucie, które sprawiało, że ludzie zarówno wznosili się do chmur, jak i upadali na samo dno. Uczucie, które trawiło ludzkie serca, a także spalało ich dusze. Początek i koniec każdej podróży.
Siła, która ich przyciąga jest pełna miłości, bólu i żalu. Miłości, nie tylko między kobietą a mężczyzną, ale też miłości siostrzanej, rodzicielskiej i miłości bez więzów krwi - pięknej, czystej i opartej na fundamencie przyjaźni. Przyznam, że gdzieś w głębi duszy spodziewałam się banalnej i oklepanej historii, jakich wiele. Nie wiem czy to wina okładki, czy ogólnego nastawienia, ale na szczęście, moje przypuszczenia nie sprawdziły się. Otrzymałam piękną i poruszającą historię, o której na pewno będę pamiętać przez długi, długi czas.


Kreacja bohaterów zasługuje na uznanie. Szczególnie postać Lucy, która wysuwa się na pierwszy plan i mimo swojej skromności i delikatności, ma dużą siłę przebicia. Jest optymistką, kobietą pełną energii i zdolną do poświęceń dla innych, nawet kosztem samej siebie. A Graham? Cóż, Graham to jedyny bohater, który potrafił irytować, zaskakiwać i zasługiwać na to, by go lubić. Wszystkie postacie są dynamiczne, rozwijają się podczas fabuły i dążą do samospełnienia. Czytając, śledzimy ich walkę o lepszą wersję samego siebie, a także drogę do zrozumienia czego tak naprawdę oczekują od życia. 
- Dziękuję, Grahamie.
- Za co?
- Za złapanie mnie, nim uderzyłam o ziemię.
Pomysł na fabułę nie grzeszy oryginalnością, ale nie mam tego za złe autorce. Nadrabia stylem, który jest bardzo barwny i ozdobny, a zarazem lekki i zmuszający do refleksji. Dialogi są żywe, naturalne i nie ma w nich przesady czy nieścisłości. Brittainy C.Cherry ma smykałkę do słów i widać to właściwie na każdej stronie - umiejętnie bawi się nimi tworząc nietuzinkowe porównania, ubarwiając dialogi i nadając im nieco inny wymiar. Książka zaskakuje i zachwyca, a po przeczytaniu ma się wrażenie, że musimy nieco zastanowić się nad swoim życiem. Wręcz chciałoby się być troszkę jak Lucille - "świrnięta hipiska", która wie, jak cieszyć się tym, co już "jest napisane". Narracja pierwszoosobowa i przedstawienie fabuły z perspektywy dwóch kontrastowych bohaterów daje lepszy pogląd na całość i pozwala przeżyć tę historię na dwa różne sposoby.

Siła, która ich przyciąga przedstawia walkę złych emocji z dobrymi, walkę mroku i światła, gdzie szanse na wygraną są równe po obu stronach. To książka, która bawi, wzrusza i uczy. Nie chcę zdradzać za wiele, chcę aby każdy z Was mógł czerpać przyjemność z lektury i ocenić ją na swój sposób. Dla mnie to historia wyjątkowa, jedna z nielicznych, które aż tak chwyciły mnie za serce. Jestem pewna, że sięgnę także po poprzednie książki autorki i mam nadzieję, że każdą z przedstawionych przez nią historii przeżyję w podobny sposób.

Magda
 

listopada 23, 2017

'Wybory Niny' - Anna Kekus


Tytuł: "Wybory Niny"
Autor: Anna Kekus
Wydawnictwo: Lira
Moja ocena: 6,5/10


   Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała, że okładki książek Wydawnictwa Lira są tak piękne i kobiece, że nie można oderwać od nich wzroku. To właśnie okładka w pierwszej kolejności sprawiła, że zapragnęłam mieć "Wybory Niny" w swojej biblioteczce. Drugim czynnikiem był opis i pochlebne opinie czytelników, dlatego nie wahałam się ani chwili, kiedy miałam możliwość zakupić ją na Targach Książki w Krakowie. Tylko czy ciekawa okładka niesie za sobą równie ciekawą treść?

   Nina Sienkiewicz to absolwentka historii sztuki, która wyjechała do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego jutra. Los zaprowadził ją aż na Florydę, gdzie po przykrych okolicznościach postawił na jej drodze Damiana Maxwella - młodego i przystojnego biznesmena przygotowującego się do kampanii wyborczej lokalnych władz. Nina potrzebuje pieniędzy i dachu nad głową, a Damian.. żony, by wypaść lepiej przed potencjalnymi wyborcami. Okoliczności zmuszają tę dwójkę do zawarcia fikcyjnego małżeństwa, lecz oboje nie podejrzewają nawet, że może połączyć ich coś więcej niż wspólne nazwisko i pieniądze..
- Damian jest bardzo ambitny i wybitnie inteligentny. Nie twierdzę jednak, że jesteśmy od niego gorsi, pani Nino - uśmiechnął się wesoło.
- Gorsi nie, ale na pewno z innej półki.
   Dwójka głównych bohaterów to osoby z zupełnie dwóch różnych światów. Troszkę jak szary kopciuszek i bajkowy książę. Damian wychował się w dostatku i wśród wpływowych ludzi, nie dziwne więc, że zdobył sławę i pieniądze już w młodym wieku. Nina natomiast wywodzi się z polskiej, konserwatywnej rodziny. Z domu, w którym nigdy się nie przelewało, a wszystko co osiągnęła może zawdzięczać tylko sobie i swojej ciężkiej pracy. 
   Spodobała mi się kreacja bohaterów, zarówno pierwszoplanowych, jak i tych mniej ważnych. Dużą sympatią obdarzyłam też babcię Damiana - Klementynę, która mimo swojego wieku zachowała młodzieńczy luz i sposób bycia, a także wniosła wiele humoru i ubarwiła powieść. 
   Akcja "Wyborów Niny" jest bardzo dynamiczna i zagadkowa, dzięki czemu nie nudzimy się podczas lektury. Na początku ciężko było mi się przestawić na szybkie tempo wydarzeń, jednak później zupełnie przestało mi to przeszkadzać. Fabuła składa się z sytuacji dość przewidywalnych, ale jest też sporo takich, które okazały się świeżym powiewem. Krótkie rozdziały sprzyjały szybkiemu czytaniu, a użycie narracji trzecioosobowej - w tym wypadku - było strzałem w dziesiątkę. Zabawne dialogi, wątek polityczny i romantyczne przygody bohaterów bardzo przypadły mi do gustu i złożyły się na to, że całość oceniam bardzo dobrze.
Spojrzała na niego swoimi ślicznymi, niebieskimi oczami, które teraz przysłonięte były smutkiem, a on pomyślał, że z takich oczu nigdy nie powinny lecieć łzy, chyba że miałyby to być łzy szczęścia.
   Anna Kekus stworzyła lekką, czarującą i przyjemną w odbiorze lekturę. Nie będę oszukiwać - nie jest to wymagająca książka, ale miło spędziłam z nią czas i szczerze kibicowałam bohaterom, nie mogąc doczekać się aż w końcu stanie się to, czego oczekujemy od rozwinięcia romansów. Nie raz uśmiechałam się do siebie czytając, a także denerwowałam się razem z bohaterami. Czułam się tak, jakbym i ja była tam - razem z Niną i Damianem. I to najbardziej porwało mnie w tej książce - że mogłam choć przez chwilę oderwać się od spraw przyziemnych i przenieść się myślami i sercem do słonecznej Florydy. 

   W oczy wpadła mi wiadomość, że autorka pracuje nad kontynuacją losów Damiana i Niny, co bardzo mnie cieszy, ponieważ zakończenie zasiało ziarenko niepewności i ciekawość, którą z przyjemnością zaspokoję.

Magda

listopada 18, 2017

'LOVE Line' - Nina Reichter

Tytuł: "LOVE Line"
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 7,5/10 
Premiera: 25 października 2017

   Nie wiedziałam czego spodziewać się po LOVE Line - ta powieść to moja pierwsza styczność z twórczością autorki. Jej opis - tak intrygujący i kuszący - sprawił, że nie potrafiłam przejść obok obojętnie. Teraz żałuję tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie miałam dość czasu, by pochłonąć ją w jeden wieczór i po drugie - że nie dowiedziałam się książkach Niny Reichter wcześniej.

   Bethany McCallum to dziennikarka pracująca w słynnym kobiecym czasopiśmie w Nowym Jorku. Poznajemy ją w momencie, kiedy w jej życie wkracza wiele zmian, a najpoważniejszą z nich jest rozwód z mężczyzną, który dopuścił się zdrady. 
   Matthew Hansen to młody i przystojny psycholog, autor internetowej audycji "LOVE Line" przyciągającej miliony słuchaczek, którym podpowiada jak stworzyć udany związek i zyskać pewność siebie. 
   Ich losy, całkiem przypadkowo, splatają się po raz kolejny, a uczucie, które zasiało swoje ziarno już dawno temu, ma w końcu okazję, by zebrać plony. Niestety nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać, bo na ich drodze stają przeszkody, które może być ciężko przeskoczyć.
- Wiesz, co kiedyś usłyszałem? Że znacznie łatwiej jest udawać miłość, gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest.
   Główni bohaterowie są bardzo ludzcy i wyraziści. Matt to mężczyzna dążący do sławy, jest niezdecydowany, czarujący i tajemniczy. Uczy innych tego, jak podejmować dobre decyzje, jednak sam nie potrafi dokonywać poważnych wyborów. Beth to kobieta, którą życie nie raz już rozczarowało. Mimo trudnej sytuacji życiowej stara się nie rozkleić i kiedy trafia jej się okazja na awans - zamierza w pełni ją wykorzystać. Oboje mają swoje wady i zalety, a także bagaże doświadczeń i sekrety. Potrafią wzbudzić sympatię, wywołać na twarzy uśmiech, ale dostarczają też tych mniej pozytywnych emocji. Dzięki temu są bardzo przyziemni i naturalni, a nam łatwiej się z nimi utożsamić właśnie dlatego, że nie są idealni.


    Dużym atutem LOVE Line jest to, że autorka dobrze wyważyła proporcje między romansem a obyczajówką. Nie ma tu przesady czy ubarwiania sytuacji, To powieść bardzo kobieca, ambitna i skierowana raczej do osób dojrzałych emocjonalnie, które będą w stanie zrozumieć powody i sens podejmowanych przez bohaterów decyzji. Nie ma nic wspólnego z błahym, przewidywalnym romansidłem. Oj nie - jest zagadkowa, barwna i wciągająca, ale przede wszystkim jest też bardzo życiowa i właśnie to najbardziej mnie w niej ujęło.
To, ile komuś dajesz, powinno być odbiciem tego, ile on daje tobie. A nie tego, jak bardzo chcesz z nim być.
   Muszę przyznać, że oczarował mnie styl, jakim posługuje się autorka. Jest to coś, co sama chciałabym w przyszłości wypracować. Pani Nina umiejętnie bawi się słowem, przytacza trafne porównania i ubarwia zdania ciekawymi epitetami.  Tworzy piękne opisy i wszystko ujęte jest w taki sposób, że bardzo łatwo wyobrazić sobie ze szczegółami sytuacje, w których w danej chwili znajdują się bohaterowie. Jest to styl na wysokim i - nie boję się powiedzieć - na światowym poziomie.

   Są także dwie kwestie, o których muszę wspomnieć, żeby móc dziś spokojnie zasnąć. Po pierwsze, mam wrażenie, że autorka troszkę zaniedbała wątek rodzicielstwa i poświęciła mu zbyt mało uwagi. W końcu Beth jest mamą - mieszka z córką i wychowuje ją, a miałam wrażenie, że jej tu prawie nie było. Po drugie - zbyt długi, leniwy początek i rozkręcenie akcji dopiero od połowy książki. Co nie znaczy, że rozpoczęcie było nudne. Ja po prostu lubię czuć dynamikę powieści od początku do końca. I szczerze, cała reszta jest na tyle dobra, że pozwala zapomnieć o tym małych mankamentach.

   LOVE Line to powieść pełna emocji, wypełniona codziennością i dobrym humorem. Dopracowana, napisana z zaangażowaniem i po właściwym zapoznaniu się z opisywaną tematyką. Wszystko tu pasuje, wątki nachodzą na siebie jeden po drugim bez pozostawienia niedopowiedzeń czy nierozwiązanych spraw. Jestem bardzo zadowolona z lektury, miło spędziłam z nią czas i już nie mogę doczekać się kontynuacji, bo zakończenie.. Ach! Zakończenie pozostawiło otwarte drzwi do wielu różnych rozwiązań, dlatego czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Magda


listopada 08, 2017

'Ciemna strona. Mud Vein' - Tarryn Fisher


Tytuł: "Ciemna strona. Mud Vein"
Autor: Tarryn Fisher
Wydawnictwo: SQN
Moja ocena: 8/10 
Premiera: 8 listopada 2017

   Spotkałam się kiedyś z opinią, że twórczość Tarryn Fisher jest "dziwna" i przyznam się, że to samo pomyślałam kończąc Margo, która była pierwszą książką autorki w mojej kolekcji. Długo zastanawiałam się nad tamtą historią, a właściwie często zdarza mi się do niej wracać, bo pozostawiła po sobie niezapomniane wrażenia. Kiedy usłyszałam o premierze najnowszego tytułu, wiedziałam, że muszę go mieć.
   Senna Richards to sławna pisarka z traumatyczną przeszłością. Budzi się uwięziona w obcym domu na Alasce dokładnie w dniu swoich trzydziestych trzecich urodzin. Szybko dochodzi do wniosku, że została porwana, a ucieczka z tego miejsca wydaje się niemożliwa. Dom stoi pośrodku niczego i jest otoczony tylko śniegiem i drutem kolczastym.  Co dziwne, w domu jest jedzenie, prąd, ogrzewanie, a nawet ubrania w odpowiednim rozmiarze. Wszystko zostało dokładnie zaplanowane. Jest też on - mężczyzna z  przeszłości, który został uwięziony razem z Senną. Czy uda im się odzyskać wolność?

   Już po przeczytaniu pierwszej strony wiedziałam, że to jedna z tych powieści, od których nie sposób się oderwać. Każde kolejne słowo, zdanie, rozdział sprawiły, że chciałam więcej, więcej i więcej. Książka jest bardzo nieprzewidywalna, a dzięki temu napięcie i niepokój utrzymywały się od początku do samego końca.  Myślę, że mogę to porównać do kolejki pędzącej przez straszny tunel. Wsiadasz i już od pierwszej sekundy wiesz, że coś się wydarzy, ale nie masz pojęcia w którym momencie wyskoczy potwór. Właśnie tak czułam się podczas czytania Ciemnej strony.

- Twój mrok mnie do ciebie przyciąga. Twoja czarna żyła. Twoja ciemna strona. Ale czasami taka ciemna strona może cię zabić.

   Bardzo lubię książki z podłożem psychologicznym, jest to zdecydowanie moja ulubiona tematyka. Uwielbiam analizować ludzkie zachowania, szukać pobudek do niecodziennych działań i odnajdywać w tym wszystkim cząstkę siebie. Każdy człowiek ma swoją ciemną stronę, a psychika skrywa wiele niedopowiedzeń i nawet kiedy myślisz, że znasz siebie na wylot, ona pokaże Ci, że byłeś w błędzie. Podobnie jest z Senną - bohaterką Mud Vein, której stan psychiczny popada ze skrajności w skrajność.



 Senna zdecydowanie nie zalicza się do bohaterek pozytywnych - jest apatyczna, niezdecydowana, mroczna, nieobliczalna i słaba, ale nie ma się co dziwić. Jej przeszłość nie była kolorowa - cierpiała już jako dziecko, a z czasem los dokładał jej coraz więcej trudów i porażek. Brak jej stabilizacji emocjonalnej, a każda jej próba otwarcia się na innych kończy się fiaskiem. Podczas lektury tego tytułu poznamy Sennę z różnych stron i wnikniemy do głębi jej psychiki, co rusz odkrywając jej mroczne zakamarki.

  Bardzo spodobało mi się połączenie thrillera psychologicznego z romansem. Fabuła skonstruowana jest tak w punkt i, mimo braku zawrotnej akcji, nie da się nudzić przy tej książce. To hipnotyzująca wyprawa w sam środek ludzkiej psychiki. Powieść wciągająca, brutalna i niebanalna, która może pochłonąć bez reszty, a już na pewno pozostać na długo w naszych czytelniczych umysłach.

Nie przepadam za prawdą, dlatego zarabiam na życie, kłamiąc. Szukam jednak kogoś, kogo mogłabym obwiniać.

   Dużym atutem Ciemnej strony jest finał. Tak naprawdę do samego końca nie znamy rozwiązania historii, możemy się go tylko domyślać, ale uwierzcie na słowo - jest dużo głębsze i bardziej skomplikowane niż moglibyśmy się spodziewać. Cenię Tarryn Fisher za styl pisania, jest lekki, barwny i na swój sposób wyjątkowy. Jej twórczość jest nieobliczalna, nigdy nie wiemy czego spodziewać się w opisywanych historiach. Autorka świetnie manipuluje słowem i sytuacjami, tworzy nietuzinkowe opowieści i pozostawia po sobie niezapomniane wrażenia. Serdecznie polecam! 

Magda

listopada 05, 2017

'Za zamkniętymi drzwiami' - B.A. Paris


Tytuł: "Za zamkniętymi drzwiami"
Autor: B.A. Paris
Wydawnictwo: Albatros
Moja ocena: 5/10

   Zazwyczaj staram się podchodzić z rezerwą do tytułów, które promowane są jako światowe bestsellery. Dlaczego? Już nie raz i nie dwa przekonałam się, że czasem słowa promujące powieść mijają się z prawdą i książka, w moim odczuciu, wypada strasznie słabo. Podobnie podchodziłam do "Za zamkniętymi drzwiami", jednak coś podpowiadało mi, że to jedna z tych pozycji, na których się nie zawiodę. Czy tak właśnie było?

   Na kartach książki poznajemy młode, nierozłączne małżeństwo. Jack to prawnik - mężczyzna nie lada idealny, jest opiekuńczy, zabójczo przystojny, szarmancki i zawsze wie jak się zachować w towarzystwie. Grace to przykładna, kochająca żona, która dla męża poświęciła satysfakcjonującą pracę i zajęła się domem, by móc spędzać więcej czasu z ukochanym. W oczach znajomych i obcych Jack i Grace uchodzą za perfekcyjną parę, doskonałe i udane małżeństwo.. Jednak pod maską doskonałości kryje się prawda, której nikt nie dostrzega..

- Mógłbyś dać mi whisky zamiast wina?
- Whisky?
- Tak.
- Nie wiedziałem, że pijesz whisky.
- A ja nie wiedziałam, że jesteś psychopatą. Po prostu przynieś mi whisky, Jack.

   "Za zamkniętymi drzwiami" to debiutancki thriller angielskiej autorki B.A. Paris. Historię w nim przedstawioną poznajemy oczami Grace z perspektyw "teraz" i "kiedyś", które są opisywane na zmianę i rozdział po rozdziale odkrywają przed nami mroczną tajemnicę idealnego związku. Dzięki temu łatwiej wdrążyć się w fabułę i zrozumieć pewne zachowania bohaterów, ponieważ nie jesteśmy zasypywani wszystkimi informacjami z przeszłości i teraźniejszości na raz.

   Książkę można uznać za wciągającą - autorka posługuje się lekkim stylem i każdy z rozdziałów kończy niedopowiedzeniem, a co za tym idzie, czyta się ją bardzo szybko i z zaciekawieniem. Niestety, im dalej w fabułę brniemy, tym bardziej sytuacja Grace jako ofiary staje się komiczna. Nie mogłam wczuć się w jej rolę, nie potrafiłam wyobrazić sobie jej jako żony psychopaty.. A i Jack mimo, że zachowywał się karygodnie, nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego.

   Pomysł na fabułę, sam w sobie, jest bardzo interesujący. Lubię thrillery o podłożu psychologicznym, głównie za efekt takiego.. świdrowania, który tworzy się w głowie podczas czytania. Kiedy każda nowa kluczowa informacja pozostawia niepokój, strach, wątpliwości i poczucie bezradności. Wtedy wiem, że czytam coś, nad czym autor długo pracował, bo skupił się na tym, by czytelnik wczuł się w rolę zarówno ofiary, jak i oprawcy. A tutaj mi tego zabrakło. Owszem - były momenty, które siały ziarenko niepokoju, jednak nie trwało to długo.

Damska toaleta jest zajęta, więc czekamy, stojąc obok Jacka, aż się zwolni. Z kabiny wychodzi kobieta, a Jack ściska mnie mocno za łokieć, przypominając tym samym, że lepiej, bym nie poskarżyła się na męża psychopatę.

   Finalnie jestem troszkę zawiedziona thrillerem. Nie uważam by zasługiwał na miano bestsellera - nie zaskoczył mnie, był dość przewidywany i oklepany. Zakończenie nie zawierało żadnego elementu zaskoczenia i przewidziałam je mniej więcej w połowie książki. Dialogi - tu miałam wrażenie, że obserwuję dwa plujące jadem węże, przy czym jeden jest równy drugiemu.

   Przyznam, że zaraz po przeczytaniu byłam zadowolona z lektury, jednak im dłużej się nad nią zastanawiałam, tym więcej minusów zauważałam. Kilka scen wywołało we mnie emocje, które rzeczywiście mnie poruszyły i to zaważyło na początkowo dobrej ocenie. Jednak w świetle innych thrillerów, które miałam okazję czytać, "Za zamkniętymi drzwiami" wypada bardzo przeciętnie. I na tym zakończę swoją opinię, a Wy koniecznie dajcie znać czy jesteście zadowoleni z tej książki.

Pozdrawiam
Magda

października 13, 2017

'Mroczne zakamarki' - Kara Thomas


Tytuł: "Mroczne zakamarki"
Autor: Kara Thomas
Wydawnictwo: AKURAT
Moja ocena: 6/10

   Kiedy przysłano do mnie propozycję zrecenzowania tej książki, po przeczytaniu zaprezentowanego fragmentu, miałam realne ciarki na ciele. Pomyślałam wtedy, że to będzie coś idealnego dla mnie i nie wahając się długo przyjęłam propozycję. Mroczny thriller, dawka niepewności, skrywane od lat sekrety i małe miasteczko to klimaty, które bardzo lubię. Zazwyczaj wciągają mnie bez reszty i sprawiają, że nie potrafię oderwać się od książki. Czy było tak również tym razem? I tak i nie, a o tym przeczytacie za chwilę.

   Tessa Lowell po latach nieobecności w rodzinnym miasteczku Fayette powraca tam, by spotkać się z śmiertelnie chorym ojcem, który trafił do więzienia. Miasto przynosi jej złe wspomnienia - ucieczkę matki i siostry, odsiadkę ojca i zabójstwo kuzynki jej przyjaciółki Callie. Jako dziewczynki Callie i Tessa przyczyniły się do złapania seryjnego mordercy - "Potwora znad rzeki Ohio". Jednak po latach Tessa ma wątpliwości co do słuszności swoich oskarżeń sprzed lat, a nowe fakty sprawiają sprawę w zupełnie innym świetle. Nagle okazuje się, że "Potwór" może być nadal na wolności..

Nie ma na świecie takiego miejsca, które jest bezpieczne. Nie ważne, jak daleko będziemy próbowały uciec przed wspomnieniami, zmory tamtego wieczoru wszędzie nas dopadną.

   "Mroczne zakamarki" to debiutancka powieść Kary Thomas, która swoją premierę w Polsce miała 20 września 2017 roku. Została napisana w bardzo lekkim i przyjemnym w odbiorze stylu, co sprawiało, że książkę naprawdę szybko się czytało, a rozdziały niepostrzeżenie uciekały jeden za drugim. Narracja pierwszoosobowa także przyczyniła się do łatwego odbioru, a dzięki temu mogliśmy poznać wewnętrzne rozterki bohaterki i być na bieżąco z jej przemyśleniami. Pomysł na fabułę, jej ulokowanie i konstrukcja także przypadły mi do gustu, a całość złożyła się w ciekawą, jednak nie do końca dopracowaną historię. A szkoda, bo to opowieść z potencjałem, który niestety nie został w pełni wykorzystany.


   Atutem książki jest nieprzewidywalność i unikalne rozplanowanie niektórych scen. Bohaterowie także zasługują na pochwałę. Tessa, której los nie był przychylny, nie jest kolejną rozkapryszoną dziecinką, a Callie, nastolatka z silnym charakterem mile mnie zaskoczyła. Autorka nie oszczędzała głównych postaci, stawiała im kłody pod nogi, utrudniała poszukiwanie prawdy i wodziła za nos zarówno obie bohaterki jak i samych czytelników. Nie tak łatwo było się domyślić zakończenia historii i ja naprawdę zostałam zaskoczona, bo finalnie spodziewałam się innego obrotu spraw.

- Oni chcą wierzyć, że ja to zrobiłem. Nie sądzę, aby bali się mnie dlatego, że jestem inny. Według mnie oni boją się, że "Potworem" okaże się ktoś, kto wygląda jak jeden z nich. 

   W tym tytule zabrakło mi jednak najważniejszego i nieodłącznego elementu thrillerów - grania na emocjach czytelnika. Spodziewałam się czegoś więcej - mrocznego klimatu, dozy strachu lub chociaż niepewności, ale tego także zabrakło. Dodatkowo fabuła rozkręcała się jakby w zwolnionym tempie, po czym nagle przeszła w tempo ultraszybkie, a ja siedziałam zdezorientowana z nasuwającym się na myśl jednym pytaniem - "to  naprawdę już wszystko?". Według mnie, głównym błędem popełnionym przez autorkę było zbyt staranne przyłożenie się do początku i środka fabuły i zbyt małe oddanie się kluczowym elementom tej historii, które dobrze rozegrane mogły przynieść dużą korzyść dla powieści.

   Ja, jako czytelnik pozostaję pośrodku, całkiem neutralna - nie jestem ani za ani przeciw książce. Jako lekka i przyjemna opowieść na jesienny i relaksujący wieczór sprawdzi się świetnie, ale jako mroczny thriller mający wzbudzić niezapomniane emocje - niestety nie.

Niektórzy ludzie noszą swoją brutalność jak brzemię zawieszone na szyi. Jego przygarbione ramiona i wygięte plecy mówiły same za siebie.

   Myślę, że młodzi czytelnicy oraz tacy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z thrillerami będą w pełni zadowoleni, ale weterani takich historii mogą się niemile rozczarować powieścią. Nie mniej jednak myślę, że warto zapoznać się z tytułem, wyrobić sobie o nim własne zdanie i do tego Was zachęcam. Jak wiemy, czasem coś, co nie przypadło do gustu jednej osobie, może spodobać się kilku następnym i odwrotnie. Sama nie skreślam autorki i chętnie sięgnę po inne jej pozycje.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:



Pozdrawiam
Magda

października 08, 2017

'It Ends with Us' - Collen Hoover [przedpremierowo]


Tytuł: "It Ends with us"
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 9/10
Premiera polskiego wydania: 11.10.2017

   Po raz pierwszy od dawna nie wiem jak rozpocząć post. Wszystko wydaje się takie błahe i nie oddające w pełni tego, co chcę przekazać. Tak, to właśnie It Ends with Us tak bardzo rozbiło mnie na kawałeczki i odebrało zdolność logicznego przekazania moich odczuć. W poprzednim wpisie z książką Maybe Someday wspominałam, że i ja oficjalnie zostałam fanką Colleen Hoover. Przyznam szczerze, że później zastanawiałam się czy aby nie pośpieszyłam się z taką deklaracją, jednak po tym tytule nie mam już żadnych wątpliwości.

   Lily Bloom postanawia zmienić coś w swoim życiu i jako pasjonatka roślin podejmuje bardzo odważną decyzję - otwiera kwiaciarnię dla osób, które nie lubią kwiatów. O dziwo, biznes zaczyna odnosić sukcesy, a szczęśliwa Lily ma wrażanie, że już lepiej być nie może, a jej życie wreszcie trafiło na dobry tor. Wtedy na jej drodze staje młody neurochirurg Ryle. Wzajemna fascynacja powoli zaczyna przeradzać się w głębokie, ale niestety nie do końca zdrowe, uczucie.

   Pani Hoover ma bardzo lekkie pióro. Sprawia to, że dosłownie pochłaniamy jej książki w tempie ekspresowym, żałując, że historia tak szybko się kończy. Potrafi rozbawić czytelnika i wycisnąć z niego łzy smutku tylko po to, żeby za chwilę pozwolić mu radować się zaistniałych sytuacji. I przyznam, że właśnie za to ją uwielbiam, bo wywołanie tak wielu sprzecznych emocji w jednym dziele to nie lada sztuka, o!

Zaczynam kręcić głową, marząc o tym, by wymazać ostatnie piętnaście sekund.
P i ę t n a ś c i e    s e k u n d. Tylko tyle potrzeba, żeby obraz człowieka całkiem się zmienił.

   Nie będę oryginalna mówiąc, że to treść pełna emocji, ale to pierwsze co nasuwa mi się na myśl, kiedy o niej myślę. Nie są to byle jakie emocje - targają nami i nie pozwalają odłożyć książki na bok. W It Ends with Us autorka poruszyła bardzo ważny temat jakim jest przemoc. Colleen Hoover dzieli się z czytelnikami częścią siebie, bo fabuła ma powiązanie z dzieciństwem autorki. Brawa dla niej za tak odważne przedstawienie tematu. Dodatkowo fabuła pozbawiona jest zbędnych wątków i wydarzeń, które mogły umniejszyć tej historii i wydłużyć ją o niepotrzebne strony.


   Bohaterowie powieści są bardzo wyraziści. Lily, Ryle, Atlas, Alyssa - każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy. Zostali wykreowani tak, że nie da się nie darzyć ich sympatią. Dużym plusem jest także to, że nie są to irytujące postacie z charakterami powielającymi utarte schematy. Dzięki temu treść jest jeszcze przyjemniejsza w odbiorze. Dużym atutem jest to, że wątek miłosny nie dominuje nad głównym przekazem powieści.

   Głęboko poruszająca jest także historia miłości Lily i Atlasa, którą poznajemy z listów z przeszłości pisanych przez bohaterkę. To, na czym powstało ich uczucie i w jaki sposób zostało potraktowane zasługuje na to, aby każdy z was poznał tę historię i przeżył ją razem z bohaterami. Zapewniam - to jedna z tych opowieści, od których nie sposób się oderwać.

Dopóki do mnie nie wróci, będę po prostu udawała, że wszystko jest w porządku. Będę udawała, że płynę, choć tak naprawdę tylko dryfuję. Z trudem trzymam głowę nad powierzchnią wody.

   Ten tytuł pokazuje nam, że nawet miłość nie jest w stanie uleczyć każdej z zadanych ran i czasem jest bezsilna wobec krzywdy, jaką zadaje drugi człowiek. Pozwala zrozumieć, że każdy błąd ma swoją cenę, a raz stracone zaufanie nie zawsze można odbudować. W takich sytuacjach naga prawda zawsze będzie lepszym wyborem niż najbardziej skryty sekret, który wywiera wpływ na człowieku.

   Jestem zdania, że It Ends with Us bezsprzecznie nadaje się na fabułę filmu. Porusza ważny temat i zasługuje na większą skalę rozgłosu. To piękna i poruszająca, a jednocześnie smutna historia, którą powinien poznać każdy fan romansów i powieści z przekazem. Po raz pierwszy wzruszyłam się czytając i myślę, że w tym przypadku to największa rekomendacja.

Za możliwość przeczytania książki przed premierą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


Magda

października 03, 2017

'Prywatne życie łąki' - John Lewis-Stempel


Tytuł: "Prywatne życie łąki"
Autor: John Lewis-Stempel
Wydawnictwo: Poznańskie
Data premiery: 27.09.2017
Moja ocena: 7/10

   Przyznam szczerze, że gdyby nie to, że książka ta znalazła się u mnie przypadkiem, pewnie nigdy nie sięgnęłabym po tę pozycję. I nie dlatego, że nie wierzyłam, że może mi się spodobać, a dlatego, że po takim tytule spodziewałam się jednej wielkiej lawiny nudy, a nie tak dobrej książki o naturze i przemijaniu.
   
   John, czyli sam autor, jest farmerem mieszkającym na pograniczu Walii i Anglii. Jego rodzina zajmuje te tereny od pokoleń, to tutaj się wychował i dorastał. Ma żonę, dwójkę dzieci i psy. Posiada farmę, hoduje zwierzęta i od dziecka interesuje się literaturą, naturą i rolnictwem. Jego oczkiem w głowie jest łąka, która w tej książce pełni kluczową rolę, bo to właśnie prywatne życie tej łąki poznajmy - w sposób poruszający i godny tego, by poświęcić mu chwilę.

Łąka jest dziś w kiepskim nastroju. Przygnębiona. Ponura. Olchy rosnące wzdłuż rzeki zdają się szukać czegoś w sinym chłodzie. Wokół nic, tylko trzy pliszki siwe. Drobna iskierka radości. Jedyna żywa istota w zasięgu wzroku.
Oczywiście to ja jestem ponury. Łąka jedynie odbija pogodę i ludzki nastrój.

   Podczas czytania spędzamy z autorem rok czasu - od kapryśnego stycznia, poprzez ciepły lipiec aż do zimnego grudnia. Poznajemy uśpioną, na okres zimowy, naturę, która budzi się do życia wiosną i latem, a jesienią powoli wycisza się, by już wiosną znów wrócić z impetem. To właśnie w zmienności pór roku dostrzegamy przemijanie. Każdy okres ma swój czas, nie możemy go wydłużyć czy pominąć. 

   W swoich przemyśleniach John Lewis-Stempel często odnosi się do wierszy, opowiadań i fragmentów innych książek, co jest ciekawym urozmaiceniem. Na końcu znajduje się także lista zwierząt, roślinności, muzyki i książek, więc jeśli nie zapamiętaliśmy któregoś z tytułów lub wyleciała nam z głowy nazwa ptaka, który wzbudził nasze zainteresowanie - bez problemu znajdziemy to w tym spisie.


   To pozycja, z której dowiadujemy się nie tylko tego jakie rośliny i zwierzęta zamieszkują łąki. Poznajemy ich naturę, przyzwyczajenia, sposób na życie i razem z nimi toczymy walkę o przetrwanie. Doskonale przedstawia, że przyroda rządzi się swoimi prawami. Potrafi być cicha, spokojna i piękna, a także brutalna i niebezpieczna. Dużym plusem książki jest to, że została napisana w sposób prosty i barwny - idealny dla amatorów i ludzi, którzy do tej pory nie posiadali aż takiej wiedzy na temat fauny i flory żyjącej na łąkach. Ja sama wychowałam się na wsi i mimo tego, że jakieś skromne pojęcie w niektórych tematach miałam - znalazłam tu także mnóstwo wątków, które były dla mnie zaskoczeniem i totalną nowością.

W przyrodzie nic się nie marnuje. Ciała martwych mrówek użyźnią łąkową glebę. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz. 

   Autor posiada wielką wiedzę na temat roślinności i zwierząt, jest czujnym obserwatorem, dostrzega to, czego na co dzień nie dostrzegają inni. Zna nawyki zwierząt, potrafi przewidzieć jak zachowają się w danej chwili, wie jak niespostrzeżenie je podglądać i śledzić ich losy. Z każdej strony wylewa się ogromna miłość do natury, a to, w jaki piękny sposób potrafi opisać zjawiska i procesy zachodzące w przyrodzie, jest godne podziwu. Osobiście jestem zauroczona wrażliwością autora, tym jak bardzo kocha przyrodę i jak mocno przywiązuje się do swoich zwierząt. Warto zwrócić uwagę na porównania i epitety użyte przez pisarza, są niepowtarzalne i wyjątkowe.

Patrzę jak odlatuje, by skryć się w gęstym żywopłocie z ostrokrzewu. Wkrótce dołącza do niego inny strzyżyk. I kolejny. Przytulają się do siebie, wykorzystując ciepło swoich ciał w tej walce o przetrwanie.

   Na pewno nie jest to książka dla każdego, wymaga skupienia, a ludzi mniej wrażliwych na otaczającą nas naturę może po prostu nudzić. Ja odnalazłam się w niej, choć przyznam, że były momenty, w których chciałam rzucić czytnik na bok, żeby wrócić do niej za jakiś czas. Mimo to nie żałuję, że ten tytuł wpadł w moje ręce. Żałuję tylko, że mam go w wersji elektronicznej, bo wydanie papierowe jest przepiękne i w stu procentach oddaje zawartość!

Pozdrawiam
Magda
   

września 26, 2017

'Maybe someday' - Colleen Hoover


Tytuł: "Maybe Someday"
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 7/10

   Od zawsze uwielbiałam romanse, był to jeden z pierwszych gatunków, od których rozpoczęłam swoją przygodę z czytaniem. Mam ich na swoim koncie całkiem sporo, a to ze względu na to, że jestem typową romantyczką. Niesamowitą przyjemność sprawia mi czytanie o emocjach, a także śledzenie losów bohaterów, których połączyło wielkie uczucie. Czy było tak również tym razem?

   Świat Sydney sypie się na kawałki dokładnie w dniu jej dwudziestych drugich urodzin, kiedy to okazuje się, że Hunter - chłopak, z którym była w stałym związku od dwóch lat, zdradza ją z jej najlepszą przyjaciółką Tori. Dzień, który miał być wyjątkowym, okazuje się najgorszym dniem jej życia - wyprowadza się z domu, traci pracę i dwie najbliższe osoby. Wtedy pomocną dłoń wyciąga do niej chłopak z sąsiedztwa - Ridge, który tak jak ona pasjonuje się muzyką. Zawierają umowę - Sydney może mieszkać w mieszkaniu Ridga w zamian za teksty do piosenek, które on tworzy.

W życiu się nie spodziewałam, że dzień moich dwudziestych drugich urodzin zwieńczą prysznic w obcym mieszkaniu i spanie na kanapie należącej do chłopaka, którego znam zaledwie od dwóch tygodni. A wszystko to przez dwie osoby, na których zależało mi najbardziej na świecie i którym najbardziej na świecie ufałam.

   Zacznę od tego, że jestem zadowolona z lektury tej książki, mimo, że mam do niej kilka zastrzeżeń. Cóż, chyba oficjalnie i ja zostałam fanką książek Colleen Hoover, choć to pierwsza, którą przeczytałam. Autorów ceni się za wiele aspektów - jednych lubimy za styl pisania, innych za utrzymywanie wartkiej akcji, wymyślną fabułę lub za wszystko to razem wzięte. Autorka książki Maybe Someday urzekła mnie właśnie stylem pisania, a w głównej mierze tym jak pięknie potrafi pisać o uczuciach - w sposób, który ciężko opisać, trzeba po prostu go przeżyć. Bo właśnie - tą książkę się przeżywa, a emocje w niej zawarte oddziałują i na nas.

   A ja bardzo lubię takie książki.
   I chcę więcej.


     Fabułę przedstawiono w ciekawy sposób i pomysł na nią bardzo mi się podoba. Dialogi między głównymi bohaterami rozgrywają się za pomocą SMS-ów, liścików i wiadomości na facebooku. Dlaczego w taki sposób? Przekonacie się czytając. Dodam tylko, że było to moje pierwsze zaskoczenie w tej historii i wpłynęło na lepszy odbiór książki, ze względu na tematykę, którą poruszono.

   Ridge i Sydney są dość kontrowersyjni i momentami sama nie byłam pewna, czy mam im kibicować czy ganić, za to, co robią. Ich rozdarcie - między dobrem swoim a innych, między miłością i zdradą, między szczęściem i cierpieniem - udzielało się także mi. Raz ich uwielbiałam, po chwili nie znosiłam, a jeszcze później broniłam jednego z nich na rzecz drugiego. I kiedy dochodzi do sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia, wiadomo już, że ktoś ucierpi.. Takich emocji przy czytaniu nie doświadczyłam dawno i nie wiedziałam nawet jak bardzo mi ich brakowało.

W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest dowodem na to. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby "może kiedyś" zamieniło się we "właśnie teraz".

   To, co najbardziej nie przypadło mi do gustu, to fakt, że była to bardzo przewidywalna lektura, która powiela schematy występujące w innych książkach. Wiecie, on poznaje ją, zakochują się, kłótnia, powrót. Taką budowę posiada większość romansów, które czytałam, ale spokojnie - nie pochłania to przyjemności czytania i jest urozmaicone wątkiem, o którym nie wspomnę, żeby nie zdradzać szczegółów. Drugim minusem są pewne cechy charakteru bohaterów, które są oklepane i mogą wywoływać mdłości - naiwność, "słodka głupota" i "nie wiem czego chcę, więc płaczę". Czy tylko ja dostrzegam je w co trzeciej książce?

   Poza tym książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, i tak jak wspomniałam - wywołuje wiele emocji i dostarcza małą dawkę humoru. Podoba mi się to, że została urozmaicona o teksty piosenek, których możemy posłuchać nawet na YouTube, a które powstały specjalnie dla książki. I tak, pisząc tę opinię wsłuchuję się w te kawałki, bo są naprawdę niezłe!

 Ja - jako fanka historii miłosnych - jestem kupiona i z przyjemnością sięgnę po inne książki autorki. A w tajemnicy zdradzę Wam, że mam już u siebie polską wersję książki It Ends With Us i niesamowicie nie mogę się doczekać aż zacznę ją czytać i będę mogła podzielić się moją opinią o niej z Wami.

Buziaki 
Magda
  

września 21, 2017

'Nocny film' - Marisha Pessl


Tytuł: "Nocny film"
Autor: Marisha Pessl
Wydawnictwo: Albatros
Moja ocena: 9/10

   Od czasu lektury książki "Para zza ściany" żaden thriller nie wzbudził we mnie takiej ciekawości i chęci poznania wyjaśnienia historii, jak wspomniany "Nocny film". To, co dzieje się w książce; tajemnicza aura, owijająca fabułę niczym wełniany koc, jest nie do podrobienia. Wciągnęłam się w nią od pierwszego rozdziału, a trzymała mnie w napięciu i niepewności aż do ostatniego. Jeśli jesteście fanami thrillerów, mrocznych zagadek i tajemnic - koniecznie musicie sięgnąć po ten tytuł.

   Scott McGrath to dziennikarz śledczy, którego kariera legła w gruzach po niefortunnej wypowiedzi na temat sławnego reżysera horrorów - Stanislasa Cordovy. Kilka lat później, kiedy Scott dowiaduje się o samobójstwie Ashley - córki filmowca, nie wierzy, że dziewczyna sama pozbawiła się życia. Bez wahania podejmuje nowe śledztwo i na własną rękę poszukuje świadków i dowodów zbrodni.  Na jaw wychodzą fakty, które ciężko przyjąć do wiadomości, Scott odkrywa nadprzyrodzone sekrety i okultystyczne powiązania rodziny Cordovów. Śledztwo pochłania go do tego stopnia, że popada w śledczy obłęd. Nie może przestać i wie, że nie odpuści swoich działań, dopóki nie pozna prawdy..
W każdym wymyślnym kłamstwie kryje się ziarno prawdy.
   Nie wiem od czego zacząć - nie chcę zdradzać za wiele, a jednocześnie pragnę podzielić się wszystkim, czego doświadczyłam przy czytaniu tej pozycji. "Nocny film" sprawiał, że kiedy przestawałam czytać na rzecz innych obowiązków, to w czasie ich wykonywania nadal myślałam o tej historii. Zakorzeniła się w mojej głowie i na pewno zostanie tam na długo. To jedna z tych książek, która przypomina nam się w najmroczniejszych sytuacjach naszego życia - kiedy samotnie idziemy nocą przez park lub wsiadamy do pustego pociągu.

   Słowo opisujące książkę, które jako pierwsze przychodzi mi na myśl to 'tajemnica'. Na niej zbudowano fabułę, owiewa ją i jest nią przesiąknięta do samego grzbietu. Precyzyjnie dopracowana i skonstruowana tak, że żadna z stron nie nudzi czytelnika.  Wir wydarzeń sprawił, że czytałam książkę z zapartym tchem, przejęciem i rozdrażnieniem. Nie mogłam doczekać się finału sprawy. Wraz z Scottem, Norą i Hopperem próbowałam rozwikłać zagadkę, biorąc pod lupę najnowsze dowody i opowiadania osób, które miały styczność z przeklętą rodziną Cordovów. Snułam najmroczniejsze scenariusze, spodziewałam się wszystkiego i kiedy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy - pojawiało się coś, co rozkruszało moje przypuszczenia w drobny mak.
Kiedy po współpracy z Cordovą wracało się do zwykłego życia, miało się wrażenie, że nagle ktoś ostro podkręcił jaskrawość kolorów. Czerwień była czerwieńsza. Czerń bardziej czarna. Czułeś wszystko dogłębnie, jakbyś serce miał teraz olbrzymie, nabrzmiałe i wrażliwe. Śniłeś. I cóż to były za sny!
   Stanislas Cordova i jego córka Ashley to dwie postacie, które zostały wykreowane z mistrzowskim wyczuciem. Przez całą fabułę są obecni, ale nie wypowiadają ani jednego zdania. Poznać ich możemy tylko i wyłącznie z opowieści innych bohaterów, a mimo to, są to postacie kluczowe - sterują całą fabułą, a nawet poszczególnymi jednostkami. W tej powieści wszyscy bohaterowie są wielowymiarowi, nawet ci, którzy pojawiają się tam tylko na chwilę, łatwo zapadają w pamięć, a każdy z nich dokłada wiadro cegieł do rozwiązania śledztwa.

   "Nocny film" to kawał dobrej roboty, napisany z wielką starannością i dbałością o szczegóły. Tutaj fikcja nakłada się na rzeczywistość. Autorka wstrząsa nami raz za razem, a my aż dygoczemy z pożądania i chcemy coraz więcej i więcej. To historia bez dna, jedna z takich opowieści, która choćby została rozpisana na tysiące stron, nie wyczerpie się w pełni. Uważam, że zasługuje na większy rozgłos i szkoda, że nie miała swoich zasłużonych "pięciu minut" i przeszła bez większego echa. Jeśli jeszcze jej nie znasz - chyba czas to zmienić.

Magda

•••

września 07, 2017

'We wspólnym rytmie' - Jojo Moyes


Tytuł: "We wspólnym rytmie"
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Między Słowami
Moja ocena: 7/10

   "We wspólnym rytmie" to pierwsza książka autorki, którą przeczytałam. Owszem, wcześniej słyszałam wiele o jej twórczości, ale nigdy nie miałam okazji przyjrzeć się jej z bliska. Po tę książkę sięgnęłam głównie z polecenia blogerów, a także przez osobisty sentyment do koni, z którymi niegdyś (jako dzieciak) spędzałam mnóstwo czasu. Czy żałuję? Nie! Książka okazała się być bardzo ciepłą i pełną uroku powieścią - idealną na chłodne wieczory, które właśnie nastały.

   Głównymi bohaterami powieści są Natasha, Mac, Sarah i jej koń Boo. Natashę poznajemy w przełomowym momencie życia, jej od dawna zaniedbane małżeństwo ma właśnie definitywnie się zakończyć, co przewraca jej świat do góry nogami. Wtedy na jej drodze (oprócz męża, który wrócił do domu) staje młoda, zagubiona Sarah - samotna dziewczynka z koniem, która potrzebuje pomocy bardziej niż potrafi przyznać. Kiedy losy bohaterów się krzyżują powstaje z tego wielka mieszanka uczuć, a emocje zaczynają liczyć się bardziej niż zdrowy rozsądek..
Gdy myślisz, że kogoś tracisz, nie zawsze zachowujesz się w najmądrzejszy sposób.
 Sarah to lekko wycofana czternastolatka, która nie widzi świata poza swoim koniem. Traumatyczne przeżycia motywują ją do strasznych i karygodnych czynów, a także poświęceń i trudnych wyborów. Ze względu na sytuację, w jakiej się znalazła, musiała usamodzielnić się już od najmłodszych lat, a to ukształtowało jej trudny charakter. Natasha żyje tylko pracą - wkłada w nią całą siebie, aby odciągnąć swoją uwagę od rozpadającego się małżeństwa i niewygodnych myśli. Kiedy jej mąż Mac na nowo pojawia się w jej życiu, bariera ochronna, którą skrupulatnie budowała podczas jego nieobecności powoli słabnie i kruszy się, odkrywając jej prawdziwe wnętrze.

  Nie oczekiwałam wiele - od jakiegoś czasu do wychwalanych książek staram się podchodzić z rezerwą. Tak, aby móc wyrobić sobie subiektywną opinię, bez nacisku i "presji" ze strony otoczenia. W zamian otrzymałam bardzo ciekawą historię, pełną wzlotów i upadków, a także miłości. Miłości dwojga ludzi, miłości Sarah do dziadka i koni, a także takiej miłości, która zdawała się odejść, a jednak powróciła - ze zdwojoną siłą.


   Jojo Moyes perfekcyjnie ubrała w słowa relację między człowiekiem a zwierzęciem. Pokazała, że taka miłość także potrafi być odwzajemniona, a wspólne przywiązanie prowadzi do poświęceń i pięknych czynów. Sarah i Boo stanowią w tej historii zgrany duet, oparty na wzajemnym zaufaniu i trosce o wspólne bezpieczeństwo.

   Autorka postawiła wiele przeszkód na drodze bohaterów, zmuszając ich do okazania swoich wewnętrznych pragnień, które do tej pory były głęboko skrywane. Zarówno Sarah, jak i Natasha i Mac będą musieli zmierzyć się z uczuciami, spróbować zrozumieć siebie nawzajem, wybaczyć błędy, zapomnieć o przykrościach i zacząć nowy rozdział w życiu. Razem lub osobno. Opisana historia pokazuje nam, że wytrwałość w dążeniu do upatrzonego wcześniej celu jest kluczem do drzwi, które nam go otwierają. Życie jest pełne niespodzianek i nigdy nie wiemy jakie ma  wobec nas zamiary, a czasem jedno niespodziewane wydarzenie może przyciągnąć za sobą kolejne - jak jedna popchnięta kostka w domino.
Nie możesz wyrwać człowieka z jego świata i oczekiwać, że będzie szczęśliwy.
   "We wspólnym rytmie" to powieść typowo kobieca. Napisana w lekkim i przyjemnym stylu, łatwym w odbiorze. Na początku miałam małe zastrzeżenia do książki - niektóre zdania zdawały się nie mieć końca, a bohaterowie podejmowali bardzo irytujące decyzje. Zakończenie książki także nie było wielkim zaskoczeniem, choć w przypuszczeniach układałam je odrobinkę inaczej. Całość jednak stanowi zgraną, dźwięczną powieść - dopracowaną i urozmaiconą o fachowe słownictwo z zakresu jeździectwa.

   Ja polecam! A co Wy sądzicie o tej powieści? Koniecznie dajcie znać w komentarzu.
   Magda

września 03, 2017

'Twierdza Kimerydu' - Magdalena Pioruńska


Tytuł: "Twierdza Kimerydu"
Autor: Magdalena Pioruńska
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 4/5

   Ostatnimi czasy polscy autorzy niezmiernie mnie zaskakują, a najbardziej debiuty, które wychodzą spod ich piór. To sprawia, że zaczynam podchodzić do nich z mniejszą rezerwą niż kiedyś i przyznaję, że przyłapałam się na moim małym błędzie. Często odrzucałam powieści polskich autorów w obawie, że nie przypadną mi do gustu lub będą irytować swoją "polskością". Zarówno "Twierdza Kimerydu" jak i poprzednio czytane książki utwierdziły mnie, że warto czytać to, co nasze - polskie i bardzo Was do tego zachęcam.

   Antropolog Anna Guiteerez ucieka Miasta Krokodyli i przemierza pustynię aby dotrzeć do Twierdzy Kimerydu. Osłabiona i napadnięta przez pterodaktyla trafia na Tyrsa Mollinę, który ratuje ją i pomaga dostać się do celu jej wędrówki. Kobieta zamieszkuje w willi burmistrza Twierdzy - Teobalda, a jej przybycie i pobyt w Twierdzy ściąga na miasto większe kłopoty niż moglibyśmy się spodziewać..

   Wydarzenia poznajemy z perspektywy czterech bohaterów - Anny, Tyrsa, Tuliusza/Tulii i Tycjana. Każdy z nich jest wyjątkowy, kieruje się innymi pobudkami, inaczej patrzy na świat i skrywa swoje małe tajemnice, które będziemy odkrywać w książce. Postacie drugoplanowe są równie barwne jak te pierwszoplanowe, każdy z nich ma swoje miejsce w fabule i uwierzcie, gdyby zabrakło któregoś z nich, całość wydawałaby się niepełna. Gdybym miała wskazać dwóch ulubionych bohaterów książki, bez wątpienia byliby to Tyrs i Tuliusz/Tulia. Oboje zaskoczyli mnie swoim podejściem do życia, wyborami i kontrowersyjnością. Mały Taniel także okazał się bardzo wartościową postacią i przyznam, że zapałałam do niego ogromną sympatią.
Ja decydowałam kogo kocham, a kogo nie. A kochałam z różnych powodów, nie zawsze tych najbardziej logicznych. Podświadomie lubiłam być raniona, odrzucana i potępiana. Podświadomie lubiłam cień, podczas gdy Tuliusz ciążył w kierunku słońca.
   "Twierdza Kimerydu" wymaga skupienia - porusza wiele kwestii, które większość z nas uznaje za temat tabu. Nie mówimy o nich, udajemy, że nie istnieją lub jesteśmy obojętni na to, co się dzieje. W tym miejscu kieruję ogromne brawa w stronę autorki - stworzyła oryginalną historię osadzoną w nieszablonowym świecie fantasy, wykreowała skomplikowanych bohaterów i sprawiła, że to nie tylko powieść o miłości, polityce i nieprawidłowościach genetycznych, a coś znacznie większego.  Opisane wydarzenia są kierowane przez bohaterów, ale jednocześnie kierują nimi. Sprawiają, że każdy z nich na nowo odnajduje swoje "ja", a nas ogarnia szok i niedowierzanie, bo przecież myśleliśmy zupełnie inaczej! 

   To świeża powieść, pełna zaskoczeń, zwrotów akcji i uprzedzam, że niesamowicie wciąga nas w swój świat. Choć początkowo może być nam ciężko wprowadzić się w jej klimat, jeśli już tego dokonamy - nie będziemy mogli się od niej oderwać. Dinozaury, hybrydy ludzi z dinozaurami, badania genetyczne, grzebanie w kodzie DNA, polityka, wojna, nieszablonowa miłość, schematy, pozory, a nawet humor. To wszystko zawiera w sobie "Twierdza Kimerydu". 
Nie bałam się Anny, bałam się Arabelli. Na szczęście była martwa, a martwi przychodzą do nas tylko w snach.
   Nie chcę zdradzić Wam za wiele, dlatego celowo nie poruszałam niektórych kwestii. Musicie przekonać się na własnej skórze jak dobra i dopracowana jest ta powieść i odkryć jej wnętrze bez wcześniejszych zapowiedzi wątków. Pani Magda stworzyła świetną powieść - myślę, że się nie zawiedziecie! Ja zacieram ręce i z niecierpliwością czekam na kolejną część "Twierdzy..". 

Buziaki, 
Magda

sierpnia 20, 2017

'Ogród małych kroków' - Abbi Waxman


Tytuł: "Ogród małych kroków"
Autor: Abbi Waxman
Wydawnictwo: Otwarte
Moja ocena: 4/5

   Nie będę ani troszkę oryginalna mówiąc, że jedną z głównych przyczyn zakupienia przeze mnie tej książki była przepiękna okładka, od której ciężko oderwać wzrok! Tak, wiem, nie okładka zdobi książkę, ale chyba nie znam osoby, która nie zachwycałaby się nimi, szczególnie jeśli tak się wyróżniają. Jak jednak wiadomo, samo wnętrze jest najważniejsze, dlatego to właśnie na nim się dziś skupię.

   Lilian straciła męża w wypadku samochodowym i choć od jego śmierci minęły ponad trzy lata, nadal nosi w sobie żałobę i nie może pogodzić się z stratą. Jej życie wieje monotonią - kobieta jest ilustratorką, najlepszą w swoim fachu, a poza pracą czas spędza głównie z dwoma uroczymi córeczkami i rozrywkową siostrą Rachel. Jej codzienność nabiera rumieńców, kiedy przyjmuje nowe zlecenie polegające na zilustrowaniu przewodnika po warzywach, a aby dobrze się do tego przygotować zostaje wysłana na sześciotygodniowy kurs ogrodnictwa. Zupełnie sprzeczny z jej zainteresowaniami, bo jak sama mówi - nie odróżnia szałwii od szczawiu.
Siedziałam sobie w kuchni, ciesząc się krótką przerwą między wyładowaniem zmywarki a załadowaniem jej na nowo. Prowadzę doprawdy porywające życie.
   Cała fabuła zostaje przedstawiona oczami głównej bohaterki, w humorystycznym i sarkastycznym stylu, co od razu bardzo mi się spodobało. Wydarzenia w książce są opisane w taki sposób, że wielu z nas może się utożsamić się z Lilian i jej życiem, a to czyni ją naturalną i realną postacią, co ja osobiście bardzo cenię w książkach tego gatunku.

   Muszę wspomnieć, że nie jest to jedna z tych książek, w których jedno wydarzenie goni drugie, a my nie możemy oderwać się od książki i z uczuciem podniecenia wyczekujemy kolejnych zdarzeń. Tutaj fabuła jest jednostajna, bez wielkich twistów i zawirowań, ale to wcale nie umniejsza jej piękna. Co więcej - pozwala jeszcze lepiej wczuć się codzienność Lilian i zrozumieć to, co czuje.

   Sięgając po "Ogród małych kroków" spodziewałam się zupełnie innej historii, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. Fabuła nie skupiła się na żałobie i smutku, choć te aspekty także tam są. Motywem przewodnim powieści jest nauka odnalezienia na nowo swojego szczęścia, godzenie się z własnym losem, ale przede wszystkim walka ze sobą, swoimi przyzwyczajeniami i strachem przed zaangażowaniem i ponowną stratą.
Ja natomiast musiałam się przyzwyczaić, by mimo smutku zajmować się tym, co wcześniej robiłam z radością. Stopniowo wszystkie te czynności znów stały się możliwe do zniesienia. Jakimś cudem wciąż oddycham i proszę, minęło tyle lat, a ja nadal trzymam się przy życiu.
  Historia Lilian jest świetną lekcją dla każdego, kto w swoim codziennym życiu zmaga się z przeciwnościami losu. Pokazuje nam, że można pozbierać się nawet po tak bardzo traumatycznym przeżyciu jakim jest strata najbliższej osoby, mimo, że cień tragedii już zawsze pozostanie w naszym sercu. Uczy nas, by doceniać to, co mamy, cieszyć się z rzeczy małych i dużych, robić to, co sprawia nam radość i po prostu doceniać każdą z chwil, bo nigdy nie wiemy, kiedy może zmienić się nasze życie.
Po tym właśnie można poznać dobrego męża: gwarantuje stały dopływ wyrobów cukierniczych.
   To niesamowicie ciepła opowieść, pełna uroku i uczuć, które są obecne na każdej stronie. Napisana lekko i z humorem, a przy okazji zapewnia małą dawkę ogrodniczych ciekawostek. Polecam!